W 2018 r. uchwalona została nowa ustawa Prawo wodne, która wprowadza "podatek od deszczu". Nie wszyscy właściciele nieruchomości o obowiązku wiedzą i pamiętają. Tymczasem odsetki za należność rosną.
Choć została wprowadzona już 2018 roku, nie wszyscy podatnicy zdają sobie sprawę z faktu, że mogą ją ponosić. Według rządu ma motywować do działań, które poprawiają retencję, czyli odzyskiwanie wody pochodzącej z opadów atmosferycznych. Nowa danina w największym stopniu dotyczy więc tych nieruchomości, które są zabetonowane i wyasfaltowane - takie jak chociażby duże parkingi.
Kto więc jest zobligowany do zapłaty podatku od deszczu? Zgodnie z prawem głównie właściciele nieruchomości o powierzchni przekraczającej 3500 m2, które nie są podłączone do kanalizacji. A jednocześnie co najmniej 70 proc. terenu nie przepuszcza wody.
W przypadku właścicieli nieruchomości można odnotować różnice w wysokości opłaty deszczowej. Wysokość tego podatku jest uzależniona od rodzaju rozwiązań retencyjnych zastosowanych na danej nieruchomości. Mówiąc w skrócie - brak jakichkolwiek rozwiązań oznacza konieczność odprowadzenia podatku w maksymalnej wysokości, która wynosi 1 zł za każdy metr. Kto o odpowiednie odzyskiwanie wody zadbał, zapłaci znacznie mniej, bo jedynie 10 groszy.
Wielu właścicieli nieruchomości zapomina o tej płatności albo nawet nie wie, że musi ją uiścić. Niestety, zwykłe gapiostwo nie zwalnia z obowiązku zapłaty. Eksperci ostrzegają, że daninę i tak trzeba będzie zapłacić.
- W 2023 r. zgodnie z ordynacją podatkową zobowiązania będą ściągane za pięć poprzednich lat, możemy zakładać, że wkrótce organy podatkowe zaczną się upominać o daninę wraz z należnymi odsetkami - mówi Małgorzata Pałys, managerka Działu podatków i opłat lokalnych w Ayming Polska, w rozmowie z Interią.
Z dotychczasowej praktyki wiadomo, że głównymi płatnikami omawianego podatku są właściciele dużych sklepów, zakładów produkcyjnych i magazynów lub innych większych obiektów, takich jak hotele.
Zdjęcie główne: Vince Fleming on Unsplash