Upadek designu
Prawda była taka, że w latach 80. polskie uczelnie kształciły studentów wzornictwa, dla których po prostu nie było miejsc zatrudnienia. A trzeba pamiętać, iż w ostatniej dekadzie komunizmu z pracą nie było problemu. Absolwenci starali się więc zakładać własne pracownie i zajmowali się rękodziełem. Niestety, na ich usługi - z racji bardzo trudnej sytuacji materialnej - nie było wielu chętnych.
Lata 80. stały się designerskim skansenem poprzednich dekad. Meble były produkowane według wcześniejszych schematów, ale dodatkowo - z powodu braku surowców - były zdecydowanie gorszej jakości. Nadal wielkim zainteresowaniem cieszyła się meblościanka wypolerowana na wysoki połysk. Lecz jej jakość często pozostawiała sporo do życzenia.
Polacy radzili sobie jak mogli najlepiej i jednym ze sposobów upiększania wnętrz stały się przedmioty które można było wykonać ręcznie bądź samodzielnie wyhodować. Stąd popularna paprotka. W każdym niemal mieszkaniu musiała się znaleźć ta roślina, koniecznie na metalowych bądź drewnianych stojakach. Tak, aby liście mogły równomiernie opadać w dół. Można w to nie wierzyć, ale wśród jednakowo szaroburej masy, zieleń paprotek była naprawdę kojąca.
Innym sposobem na urozmaicenie wnętrza było zdobycie mebli wiklinowych. Dostępne były dwie odmiany: ciemna oraz jasna. Asortyment wyrabianych mebli obejmował fotele, krzesła, stoliki i przede wszystkim wszelkiego rodzaju koszyki i stojaki na kwiaty.
W budownictwie nadal stawiano na ciemne i podłużne kuchnie. Pewną nowością było budowanie mieszkań w systemie długiego przedpokoju który na wprost drzwi miał oddzielnie osadzoną łazienkę i obok WC. Natomiast po bokach były wejścia do kuchni i pozostałych pokoi. System budowania nadal opierał się na prefabrykowanych elementach.
Na podłodze królowało linoleum oraz parkiet. Ten drugi zestarzał się dużo lepiej i dobrze położony jest ceniony nawet dzisiaj. Mieszkania z ładnie zachowanym parkietem zyskują na wartości. Z kolei łazienki oraz kuchnie wykładano płytkami typu chmurka, które wtedy jeszcze były synonimem luksusu. Dużo ciekawiej wyglądały ściany pokoi. Praktycznie zakazana była biała ściana. Wnętrza malowano na przeróżne barwy: żółcie, zielenie, pomarańcze. Biały mógł być jedynie sufit.
W przedpokojach zaczęła się moda na boazerię. Sosnowe panele były prawdziwym hitem. Zwłaszcza, że nie brakowało fachowców, którzy po opłaceniu stawiali się już z własnym materiałem. Ta moda opanowała zwłaszcza mieszkańców miast, którzy pragnęli upodobnić swoje mieszkania do wiejskich lub działkowych drewnianych domków.
Prawdziwa rewolucja mieszkaniowa miała dopiero nadejść - wraz z upadkiem komuny i rozpoczęciem się kapitalizmu lat 90.