Nim ceny ofertowe mieszkań od deweloperów zaczną spadać, poprzedzają je inne działania. Chociażby ograniczanie nowych budów, czy oferowanie bonusów w postaci np. darmowego miejsca parkingowego, czy zniżki na wykończenie wnętrza. Zazwyczaj, można wówczas również liczyć na negocjacje ceny.
Nadpodaż mieszkań, która być może czeka rynek to nie tylko efekt, samego ograniczania nowych budów przez deweloperów. To po prostu brak nowych klientów. Wielu z nich wypadło z wyścigu o własne mieszkanie ze względu na zaostrzanie polityki kredytowej przez banki. Zdolność kredytowa w ciągu roku spadła w większości banków o ponad połowę.
Ale to nie koniec. Wysoka inflacja skłania wiele gospodarstw domowych do zaciskania pasa i nie zaciągania kolejnych zobowiązań finansowych, jakim jest kredyt mieszkaniowy. Natomiast inwestorzy z gotówką, którzy mogli obecnie kupować mieszkania, wolą się z transakcjami wstrzymać, do momentu pojawienia się przecen.
Ale ci, którzy na zakupy mogą sobie pozwolić, stoją przed ciekawą możliwością. Ze względu na wcześniej opisaną nadpodaż, deweloperzy mogą być lokalnie bardziej skorzy do negocjacji cenowych. Przez ostatnie dwa lata mieliśmy doczynienia z rynkiem sprzedającego. Ofert było sporo, ceny rosły, ale teraz jest inaczej.
- Nadchodzi czas zwiększonej podaży mieszkań, która daje możliwości do negocjowania atrakcyjnych warunków ich sprzedaży. W latach 2018-2021 był czas na sprzedawanie mieszkań, bo popyt był ogromny i do tego ceny rosły, a teraz przychodzi czas na kupowanie - tłumaczył na łamach serwisu bankier.pl, ekspert Tomasz Błeszyński.
Teraz klientów (zwłaszcza tych posiłkujących się kredytem) jest dużo mniej. Jak wynika z danych Biura Informacji Kredytowej, w sierpniu złożono zaledwie 12,3 tys. wniosków kredytowych. To mniej o 73 proc. niż rok temu w analogicznym okresie.
Zdjęcie główne: Beazy on Unsplash