W latach 2014-19 w niektórych lokalizacjach mieszkania podrożały nawet o połowę, tak było np. w Gdańsku. Na powrót cen z początku 2014 roku nie ma co liczyć, ale na mniejsze obniżki tak.
Wszyscy wiedzieli, że kiedyś hossa na rynku mieszkaniowym się skończy. Niektórzy analitycy prorokowali obniżki cen mieszkań jeszcze na początku zeszłego roku, zapowiadając bańkę cenową, ale do niej nie doszło. Spadek cen najprawdopodobniej zapoczątkuje jednak epidemia koronawirusa, która zamieszała np. na rynku najmu krótkoterminowego.
Znalazłem mieszkanie, znalazłem dom. Znalazłem serwis, na którym są.
"W chwili obecnej Pandemia COVID-19 zakończyła kilkuletni cykl hossy na rynku mieszkaniowym, który kontynuowany był jeszcze w dwóch pierwszych miesiącach bieżącego roku" - czytamy w najnowszym raporcie Emmerson Evaluation.
Według autorów raportu ceny mieszkań powinny spadać o około 5-7 procent rocznie, by do końca 2022 roku osiągnąć spadek rzędu 15-20 procent względem szczytowego okresu cen, który przypadał na przełom 2019/2020 roku.
- Aby zrównoważyć podaż do popytu, deweloperzy w ciągu tego czasu będą sukcesywnie wyprzedawać obecną dużą ofertę. Równocześnie będą mniej budować, co doprowadzi do istotnego zmniejszenia podaży za około dwa lata, w porównaniu z czasami prosperity. Kupujący będą mieli mniejszy wybór. Konsekwencje łatwo przewidzieć - deweloperzy rozpoczną ponowny cykl podwyżek - tłumaczy Dariusz Książak, prezes Emmerson Evaluation, w rozmowie z serwisem Strefa Inwestorów.
Co ważne, wspomniana prognoza dotyczy sytuacji, w której państwo wyjdzie z kryzysu epidemiologicznego. W przypadku np. jesiennego nawrotu epidemii trudno przewidzieć, jak zachowają się ceny mieszkań.
Ten sam raport podaje statystykę, że w latach 2014-2019 ceny mieszkań wzrosły niemal dwukrotnie w niektórych lokalizacjach. Prognozowana obniżka o 20 procent nie wydaje się więc aż tak dużym krokiem w tył. Ale tylko pozornie. Zupełnie inaczej wyglądają te wartości, gdy przedstawi się je wraz ze średnimi cenami mieszkań z rynku pierwotnego.
Hipotetycznie, gdyby ceny mieszkań faktycznie spadły o wspomniane w raporcie 20 procent, nabywcy mogliby liczyć na pokaźne oszczędności. W przypadku mieszkań w Warszawie czy Gdańsku, gdzie ceny są obecnie najwyższe, poziom oszczędności wynosiłby 106-105 tys. zł.
W przypadku miast, gdzie ceny są nieco niższe, oszczędności nie byłyby już tak wielkie, ale nadal istotne. W Poznaniu średnia cena wynosiłaby przy takiej prognozie jedynie 256 tys. zł - mniej o 64 tys. zł niż obecnie.