Jarosław Ryms, specjalista od zwalczania szkodników, w połowie marca zamieścił na swoim profilu na Facebooku zdjęcie łóżeczka 14-miesięcznego dziecka, które było pełne śladów pluskiew. Fotografia przedstawiała mieszkanie na warszawskiej Białołęce, gdzie akcja odpluskwiania była konieczna, ponieważ owady namnożyły się w ogromnych ilościach.
Właścicielka mieszkania utrzymywała, że "jeszcze wczoraj tego nie było", co według eksperta było niemożliwe. "Na taki stan zapluskwienia 'pracuje się' latami. To łóżeczko było aż czarne od odchodów pluskiew" - wyjaśnia Ryms w rozmowie z WP abcZdrowie. Dodaje, że w tym konkretnym przypadku walka z owadami trwała około dwóch lat, a mieszkańcy próbowali pozbyć się ich na własną rękę, stosując nieskuteczne metody.
Wiosną dezynsektorzy, czyli specjaliści od walki m.in. z pluskwami, mają napięty grafik, ale najwięcej zleceń przypada na okres letni, gdy ludzie podróżują i nieświadomie przywożą ze sobą nieproszonych gości. Pluskwy możemy "złapać" wszędzie tam, gdzie przebywają inni ludzie: w hotelach, taksówkach, pociągach czy w innych mieszkaniach.
Ryms przytacza przykład klientki, która nie wiedziała, skąd wzięły się u niej pluskwy, skoro odwiedzał ją tylko ojciec opiekujący się kotem pod jej nieobecność. Po sprawdzeniu okazało się, że owady były również w domu rodziców - ukryte za wersalką od strony ściany. Ekspert podkreśla, że łóżko i jego okolice to miejsca, gdzie pluskwy należy szukać w pierwszej kolejności.
Warto zaznaczyć, że pluskwy mogą pojawić się w każdym domu, niezależnie od standardu czystości. "Pogromca szkodników" szacuje, że około 40 proc. zleceń wykonuje w tzw. normalnych domach, a pozostałe 60 proc. w lokalach o niższym standardzie. W regularnie sprzątanych mieszkaniach łatwiej zauważyć pierwsze oznaki obecności owadów, zanim ich populacja się rozrośnie.
Pojedyncza pluskwa jest trudna do zauważenia - jest maleńka, płaska i przypomina brązową łezkę lub pestkę jabłka. Gdy napije się krwi, staje się bardziej widoczna. Łatwiej dostrzec całą kolonię, która pozostawia charakterystyczne ślady w postaci ciemnych kropek - to odchody pluskiew, które łatwo zmyć wodą. Przy dużym zapluskwieniu w pomieszczeniu wyczuwalny jest zapach zgniłych malin.
Pluskwy mogą przedostać się do mieszkania na kilka sposobów - najczęściej są przynoszone, ale w wyjątkowych przypadkach mogą same zawędrować od sąsiadów. Dzieje się tak, gdy w sąsiednim lokum stan zapluskwienia jest bardzo wysoki i owady szukają nowych miejsc do bytowania.
"Migracje pluskiew z mieszkania do mieszkania zaczynają się, gdy jest ich w domu tysiące. Może się to odbywać na kilka sposobów, np. poprzez otwarte okno, balkony, rury w pionach grzewczych czy poprzez wentylację" - wyjaśnia ekspert. Dodaje, że czasem ludzie, zauważywszy pluskwy, wyrzucają meble, przenosząc je przez klatkę schodową, co prowadzi do rozsiewania owadów po innych mieszkaniach.
Nawet jedna pluskwa stanowi problem, ponieważ według szacunków 90 proc. tych owadów to samice, a każda składa średnio dwa-trzy jaja dziennie. Jeśli do domu trafi zapłodniona samica, populacja może szybko się rozrosnąć, choć doprowadzenie mieszkania do dużego zapluskwienia wymaga wielu miesięcy.
Ryms przyznaje, że zdarzało mu się odmawiać przyjęcia zlecenia w skrajnie zaniedbanych mieszkaniach. Opisuje przypadek starszych osób, gdzie jeden z pokojów był zawalony śmieciami, kartonami i gazetami, a łóżko pełne pluskiew. "Odmówiłem zlecenia, bo dopóki nie posprzątają, odpluskwianie nie ma to sensu" - wspomina.
Na powodzenie akcji odpluskwiania wpływa nie tylko zastosowana metoda, lecz także współpraca klientów. Przed wizytą specjalisty należy posprzątać, odsunąć meble i pozbyć się zbędnych przedmiotów. Koszt profesjonalnej usługi w 60-metrowym mieszkaniu wynosi od 700 do 1000 złotych za wizytę, a potrzebne są zwykle dwie wizyty. Jeśli cena jest znacznie niższa, może to oznaczać użycie preparatów niskiej jakości lub powierzchowne wykonanie usługi.
"Niektórzy chcą zaoszczędzić i uważają, że poradzą sobie sami: starają się walczyć za pomocą parownicy albo robią miotacze ognia na przykład z dezodorantu i próbują nim wypalać pluskwy. Widziałem całe powypalane dziury w pościeli w takich domach" - ostrzega Ryms. Dodaje, że konieczne jest zastosowanie odpowiednich ilości środków chemicznych na wszystkie powierzchnie.
Nieudolne działania mogą prowadzić do pogorszenia sytuacji. Ekspert wspomina rodzinę, którą odwiedził kilka lat wcześniej. W dwupokojowym mieszkaniu żyło sześć osób, a ściany w pokoju dzieci były pełne czerwonych plam krwi - śladów po rozgniatanych pluskwach. "Dzieci rozgniatały pluskwy dla zabawy. Rodzina zmagała się z pluskwami od dawna, stosowali jakieś metody, ale bezskutecznie" - opowiada "Pogromca szkodników".
Ryms przyznaje, że najtrudniejsze są dla niego akcje przeprowadzane w domach, gdzie mieszkają małe dzieci. "Maluchy tego nie rozumieją. Szkoda ich. Zdarza się, że przyjeżdżam do mieszkania, rozmawiam z klientką, a jej dziecko płacze, pokazuje ślady ugryzień pluskiew" - mówi ekspert.
Fot. Gilles San Martin