Kasandryczne wieści z rynku nieruchomości. Eksperci już widzą, jak coś pęka

Na rynku nieruchomości mamy do czynienia z potencjalnie groźnym rozdźwiękiem. Zdolność kredytowa wielu Polaków gwałtownie spadła - winne temu są m.in. podniesione stopy procentowe. Dane z wielu miast Polski świadczą jednak, że ceny urosły. I to nawet o ok. 30 proc. Czy rządowy pomysł na naprawę sytuacji na rynku ma szansę cokolwiek zmienić? 

Nagły wzrost stóp procentowych, wysoka inflacja, spadająca zdolność kredytowa - przy jednoczesnym braku gwałtownych przecen. Splot tych czynników musiał w końcu wpłynąć na rynek nieruchomości. Zdaniem autorów raportu Evaluer Index 2022 coś zaczyna pękać.
Dostępność kredytów mieszkaniowych może bowiem spaść w 2022 roku na tyle, że liczba chętnych na zakup mieszkania z pomocą banku może być niższa o dwie trzecie. 

 

Eksperci podkreślają, że pomimo potencjalnych problemów kredytobiorców ceny mieszkań na rynku pierwotnym nie spadają. Odnotowały nawet wzrosty, w niektórych przypadkach spektakularne. W ciągu minionego roku najbardziej podrożały lokale w Sopocie – o 29 proc. Modna miejscowość ceną za metr kwadratowych przebiła nawet stolicę. W Sopocie mediana cen wynosi bowiem 21,5 tys. za m kw., w Warszawie to „tylko” 12,3 tys. zł. Niewiele mniejszy wzrost, na poziomie 23 proc., odnotowano w Gdyni, Katowicach, Zielonej Górze, Gorzowie Wielkopolskim. 

 

Drogo na rynku, a zdolności brak

Nadziei na tanie mieszkanie nie robi też rynek wtórny. „W żadnej z opisywanych w raporcie lokalizacji nie były one mniejsze niż 12 proc. Najwyższy ich skok znów widoczny był w Sopocie (26 proc.). O ponad 1/5 wzrosły też stawki we Wrocławiu, Gdańsku i Łodzi, bliskie przekroczenia tego progu były też Katowice i Kraków” - wskazują autorzy raportu cytowanego przez Polską Agencję Prasową.


Sytuację kredytobiorców, przynajmniej tych mniej zamożnych, ratować miał nowy program. Mieszkanie bez wkładu własnego, który pozwala na sięgnięcie po kredyt, nawet gdy nie zgromadziliśmy wymaganych przez bank 10 czy 20 proc., to w dużej mierze fikcja. Banki w praktyce nie mają w zasadzie żadnej oferty dla osób, które chciałyby wziąć kredyt na nowych warunkach. Analitycy twierdzą, że rząd mógł pomylić się w swojej ocenie sytuacji. - Zgodnie z jej zapisami państwo będzie gwarantować za pośrednictwem BGK do 20 proc. kwoty kredytu. Będzie to jednak kwota nie większa niż 100 tys. zł. Od momentu przygotowania ustawy sytuacja uległa zmianie, gdyż dziś to nie wkład własny, jak było to w momencie przyjęcia ustawy, ale zdolność kredytowa stanowi główny problem w dostępie do długoterminowego finansowania - twierdzi Dariusz Książak, prezes Emmerson Evalaution.

Rząd uratuje swój program?

Minister rozwoju i technologii Waldemar Buda zapewnia, że sytuacja wkrótce się zmieni. Specjalną ofertę dla kredytobiorców przygotują dwa państwowe banki - Pekao i PKO BP. - Bankom też powinno zależeć, żeby w ramach tego programu udzielać kredytu, bo wówczas ta ich akcja kredytowa i dochody w związku z tym będą większe. Patrzmy na to z dużą perspektywą. Dziś są trudne warunki kredytowe, ciężko kogoś namawiać na kredyt i na mieszkanie, ale ta sytuacja za rok się zmieni i wielu doceni program jak ta sytuacja się ustabilizuje - mówił szef resortu na antenie TVP Info. 

 

Pewności, że prywatne banki ochoczo przystąpią do rządowego programu, nie ma. - Wdrożenie produktów po stronie banków kredytujących to indywidualna decyzja każdego z banków. Wynika to z tego, że banki muszą dostosować swoje procedury i wiele narzędzi tak, aby operacyjnie być gotowym do obsługi tego programu - wyjaśnił w rozmowie z Business Insiderem Mateusz Olszak, dyrektor Departamentu Gwarancji i Poręczeń BGK. Zapewnił jednak, że toczą się rozmowy. - Informację o kolejnych instytucjach, jakie dołączyły do programu, BGK będzie publikował na bieżąco na swojej stronie internetowej - dodał.