Sformułowanie użyte przez panią minister nie jest zbyt fortunne, ponieważ, jak donosi francuska prasa, sama może pochwalić się 150 m2 domem. Brak więc tutaj przykładu idącego z góry, ale w samej tezie błędu nie ma. Hipotetyczna przeprowadzka ludności miejskiej z zabudowy zbiorowej do domków jednorodzinnych na przedmieściach byłaby ekologiczną katastrofą.
Pandemia koronawirusa sprawiła, że Polacy (oraz mieszkańcy innych krajów) zdali sobie sprawę z ograniczeń, jakie mają ich mieszkania. Za mała przestrzeń, nieciekawe sąsiedztwo, niski standard i brak zieleni w bliskim zasięgu. Nie może więc dziwić, że już od pierwszych chwil zeszłorocznego lockdownu, wzrosło zainteresowanie zakupem działki budowlanej i kupnem domu.
Podobnie jest we Francji i innych państwach europejskich. Niestety, nie każdy może sobie pozwolić na wybudowanie domu na przedmieściach. I nawet nie byłoby to wskazane. Zwróciła na to uwagę francuska minister Emmanuelle Wargon zajmująca się sprawami mieszkalnictwa. Niestety, dziennikarze szybko wykazali cynizm wypowiedzi, ponieważ jak się okazało, sama pani minister posiada 150-metrowy dom na przedmieściach Paryża.
Obecny rząd PiS wręcz namawia Polaków do budowy domów jednorodzinnych, uchwalając możliwość budowy domków do 70 m2 bez zezwolenia. Tymczasem w programie "Mieszkanie Plus" stawiano raczej na wynajem w budynkach zamieszkania zbiorowego. Dlaczego taki pomysł nie do końca jest dobry?
Przeniesienie mieszkańców z centrów miast na przedmieścia może w szybkim czasie doprowadzić do tzw. urban sprawl. To oznacza eksurbanizacje bądź rozlewanie się miast. Jest to proces niekontrolowany, wynikający z popytu na nowe budownictwo i szkodzących środowisku naturalnemu. W przypadku budowy domu używa się niemal dwukrotnie więcej materiałów budowlanych niż w przypadku budowy bloku (w przeliczeniu na jednego mieszkańca).
To nie koniec. Rozrastanie się przedmieść wymusza szybką rozbudowę infrastruktury, a to nie zawsze jest wykonalne. W latach 80. XX wieku w USA urban sprawl doprowadził do powstania całych hektarów domków jednorodzinnych, przy których brakowało sklepów, komisariatów, szpitali czy przystanków autobusowych. Mieszkańcy w takich miejscach są całkowicie zależni od samochodu, co dodatkowo wpływa na wykluczenie komunikacyjne.
- Na obszarach podmiejskich dochodzi do znacznego pogorszenia dostępności do dóbr kultury, obiektów sportowych i paradoksalnie – terenów rekreacyjnych. Do tego powstają osiedla zamknięte w sąsiedztwie wsi i gospodarstw, które powodują chaos przestrzenny. To również na suburbiach mamy do czynienia z osłabieniem, a nawet zanikiem więzi społecznych. A także ze stresem i frustracją mieszkańców, wynikającą z wydłużenia się czasu dojazdu do pracy - tłumaczy te zależności Magdalena Milert, architektka oraz twórczyni bloga o urbanistyce pieing.cafe.
Źródło: pieing.cafe
Zdjęcie główne: Raphaël Biscaldi on Unsplash