Rok temu, gdy kończył się pierwszy lockdown, wielu samozwańczych ekspertów od nieruchomości prorokowało spadki ich cen. Po roku od tamtych wydarzeń widać, że ceny nie spadły, a wręcz urosły. Co gorsza, w wielu krajach EU ceny mieszkań rosły szybciej niż pensje. A to już powód do niepokoju.
Eurostat opublikował dane dotyczące zachowania się cen nieruchomości na przestrzeni ostatniej dekady. Wynika z nich, że ceny nieruchomości w Polsce w tym czasie wzrosły o prawie 30 procent (28,6 proc.). Co oznacza, że jeżeli ktoś kupił mieszkanie za 300 tys. zł, w 2010 roku, to za zbliżony parametrami lokal dziś musiałby zapłacić już 385 tys. zł.
>>> Eleganckie i ciekawe kolekcje mebli znajdziesz na Abra Meble
Ale w porównaniu do innych krajów w Polsce i tak ceny nie rosną tak dynamicznie. Przez ostatnią dekadę cena nieruchomości na Węgrzech wzrosła o 90,6 procent, a w Austrii o 81,4 procent. Europejskim rekordzistą są jednak Luksemburg i Estonia. W tych dwóch krajach ceny nieruchomości wzrosły o odpowiednio 99,8 proc. i 112,8 proc.
Ale sam wzrost cen nieruchomości nie martwi analityków tak jak indeks inflacji konsumpcyjnej (Deflated House Price Index). Wskaźnik ten jest jednym z parametrów obrazujących zmiany cen na europejskim rynku mieszkaniowym. Przekroczenie 6 procent rocznie oznacza, oznacza zaniepokojenie na rynku. EU przyjęła łącznie 14 takich wskaźników ostrzegawczych.
Jak wynika z danych Eurostatu, aż 10 krajów UE przekroczyło to limit w 2020 roku. To o trzy więcej niż rok wcześniej. A Polska niestety znajduje się wśród niechlubnej dziesiątki. Niepokojący poziom (niejako ponadwymiarowej) inflacji w 2020 roku w Polsce wyniósł 6,9 procent. W zeszłym roku rekordzistami w tym zakresie był Luksemburg (13,1 proc.), Chorwacja i Portugalia (7,4 proc.) i na Słowacji (7,2 proc.).