W sierpniu 2018 w Bogatyni, miejscowości leżącej tuż przy granicy z Czechami, ok. 60 km na zachód od Jeleniej Góry, ukończono budowę ważnej inwestycji - wartego 20 mln zł basenu. Od dwóch lat z atrakcji nie skorzystał jednak żaden z gości. Z formalnego punktu widzenia jest bowiem nielegalna. Wszystko przez braki w dokumentacji.
Znalazłem mieszkanie, znalazłem dom. Znalazłem serwis, na którym są.
Artur Oliasz, przewodniczący Rady Miejskiej w Bogatyni w rozmowie z Polsat News, przyznaje otwarcie, że braki w dokumentacji basenu są bezprecedensowe - brak nawet pozwolenia na budowę.
- Gdyby była zgromadzona dokumentacja, to kąpielisko powstałoby legalnie. O to chodzi, że nie ma żadnej dokumentacji. Wykonawca nie przekazał nam dokumentacji, na bazie której ta inwestycja została wykonana - wyjaśnił.
Cytowany przez Radio Wrocław przyznał, że napełnione na próbę wodą niecki są schronieniem dla dzikiego ptactwa i na razie nie wiadomo, kiedy to się zmieni.
Inwestycja, pomimo że formalnie nieukończona, generuje koszty. Utrzymanie obiektu - opłaty za prąd, ochronę - pochłaniają 16 tys. zł miesięcznie. Wydatki trzeba ponosić, inaczej obiekt zostałby zdewastowany i nie byłoby żadnych szans na odzyskanie środków, które na niego wyłożono.
Władze miasta przyznają, że niektóre elementy basenu trzeba będzie przed ewentualnym uruchomieniem obiektu wymienić.
Wojciech Błasiak w wywiadzie opublikowanym na stronach bogatyńskiego ratusza wyraża nadzieję, że basenu nie trzeba będzie rozbierać. Według wstępnych wyliczeń ewentualna legalizacja obiektu i jego remont może pochłonąć ok. 250 tys. zł.
Lokalne media podkreślają, że problemem jest nie tylko brak możliwości użytkowania obiektu. Część komentatorów podnosi kwestię wydatkó - wedle pierwotnych planów basen miał bowiem kosztować 10, a nie 20 mln zł.