Powiedzieć że w latach 70. był boom budowlany to tak jakby nic nie powiedzieć. Dzięki rozwojowi technologii budowania z płyty, stawiano niemal 300 tysięcy mieszkań rocznie! To w przybliżeniu... 820 mieszkań dziennie. Czas oczekiwania na własne M skrócił się do sześciu lat. A według planów, w latach 90. miał się skrócić do "zaledwie" czterech. Tak przynajmniej wówczas wierzono.
Nie bez znaczenia była praca spółdzielni mieszkaniowych. Budowały one w niezwykle szybkim tempie tysiące metrów kwadratowych mieszkań dziennie. Niestety, robiono to kosztem jakości. Współczynniki przepuszczalności ciepła były ponad trzy razy mniejsze niż dziś. Mimo to, duża cześć robotniczych rodzin miała dach nad głową. Można się kłócić czy było to ekonomiczne rozwiązanie, ale potrzeba rodziła podaż. Ciekawostką jest również to, iż kamienicami zarządzały wtedy już tylko urzędy państwowe, bez udziału inwestorów prywatnych. Całość mieszkalnictwa została skupiona w rękach państwa, a rynku deweloperskiego nie było w ogóle.
W pierwszej połowie dekady warunki finansowe Polaków poprawiły się dzięki pożyczkom zaciąganym za granicą oraz odgórnemu sterowaniu wysokością cen. Coraz więcej osób mogło sobie pozwolić na urządzenia elektryczne w gospodarstwie domowym. Takie wynalazki z segmentu AGD jak sokowirówka, prodiż czy czajnik elektryczny zaczęły się pojawiać w kuchni przeciętnego Kowalskiego. Zwłaszcza prodiż został w historii Polskiej kuchni na dłużej. Służył do pieczenia mięs oraz ciast i dopiero w latach 90. XX wieku tracił popularność przez rozpowszechnienie piekarników elektrycznych.
W latach 70. można było zauważyć, że wszystkiego jest więcej. Przynajmniej w pierwszej połowie dekady. Zwiększył się nawet metraż liczony na jednego lokatora. Trzypokojowe mieszkanie mogło mieć nawet 60 metrów! Mimo wszystko, jest to czas budowy wąskich kuchni z jednym małym (najczęściej wysoko obsadzonym) oknem. Rozwiązanie brało się z pomysłu, by osoba przygotowująca posiłki miała wszystko dookoła siebie. Zwłaszcza blaty oraz palniki gazowe (kolejna nowość!). W praktyce otrzymywaliśmy zapchaną kuchnię, gdzie ciężko się było minąć.
Lata 70. to duży rozwój Zjednoczenia Przemysłu Zmechanizowanego Sprzętu Domowego, czyli popularnego dostawcy urządzeń Predom (1974-1989). Firma produkowała całą masę różnych urządzeń domowych dla rzeszy Polaków. Począwszy od elektrycznych maszynek do mięsa, maszyn do pisania, elektrycznych młynków do kawy, na zegarkach i pralkach skończywszy. Jednym z kultowych przedmiotów był odkurzacz Predom-Zelmer oraz pralka Polar. Pralka była tak popularna, że"zagrała" m.in. w serialu "Czterdziestolatek" oraz filmie "Poszukiwany, poszukiwana".
Tutaj mamy kontynuację aranżacji z lat 60., urozmaiconych sklejką oraz tworzywami sztucznymi. Bardzo ważnym elementem praktycznie wszystkich mebli produkowanych w tamtym okresie są wąskie nóżki. A wszystko to było związane z ówczesną wizją nowoczesności. Lata 70. to czas podboju kosmosu, meble miały "lewitować". Nie bez znaczenia był też nowy wynalazek - odkurzacz, który musiał sięgać pod szafę czy inne meble, żeby szybko pod nimi sprzątnąć.
Aby nieco spersonalizować wnętrze stosowano różne metody. Jednym z symboli tamtych czasów została słomiana mata, czyli słomianka. W domyśle miała ozdabiać ścianę swoją obecnością, ale najczęściej przy pomocy szpilek przyczepiano do niej dodatkowe elementy. Znaczki, proporce i inne wartościowe (lekkie) bibeloty. Najpopularniejszym miejscem, gdzie ją wieszano było miejsce za wersalką. Dzięki czemu, gdy łóżko było rozłożone można było się spokojnie oprzeć o ścianę (przypomnijmy, nieocieploną).
Lata 70. to wysyp wszelkiej maści radioodbiorników. Były to urządzenia Polskiej produkcji. Proste radia takie jak Sylwia bądź sprzęt dla koneserów pokroju radioodbiornika Meluzyna (hi-fi). Ta dekada to również rozwój telewizji! Aby oglądać mecze polskiej reprezentacji często chodziło się do sąsiada, który miał telewizor. Marki Rubin oraz Neptun zdefiniowały jakość odbioru telewizji w tej dekadzie. Były to pierwsze telewizory z kolorowym ekranem.