Lokal pana Tiozzo znajduje się pod arkadami na Placu Świętego Marka i ma powierzchnię zaledwie 15 metrów kwadratowych. Mimo to dostawca energii wystawił rachunek odpowiadający zużyciu aż miliona kilowatogodzin.
Jak przyznaje mężczyzna, wcześniej płacił rachunki w wysokości 1200-1300 euro za dwa miesiące. Jednak po wejściu w życie przepisów o uwolnieniu rynku energii zmienił dostawcę. I to od niego dostał kontrowersyjny rachunek na 262 348 euro - wyjaśnia zbulwersowany jubiler w rozmowie z dziennikiem "Corriere del Veneto".
Właściciel sklepu podkreśla, że kwota, którą powinien uiścić do 12 marca, jest dla niego nie do zaakceptowania. - Absolutnie nie zamierzam tego spłacać. To niedopuszczalne i surrealistyczne - oświadcza stanowczo.
Problem "szalonych rachunków" dotknął ostatnio także innych Włochów. Niedawno starsza kobieta w Ligurii otrzymała rachunek za prąd w wysokości 15 tysięcy euro zamiast standardowych 55 euro. Po tym wydarzeniu zasłabła i po kilku dniach zmarła w szpitalu.
Pan Tiozzo zapowiedział podjęcie kroków prawnych w celu wyjaśnienia sprawy. Ma nadzieję, że chodzi jedynie o błąd w wyliczeniach i uda się anulować lub przynajmniej znacząco zredukować kwotę widniejącą na rachunku. Jego przypadek po raz kolejny zwraca uwagę na problem nagłych i drastycznych podwyżek cen energii, z którymi borykają się zarówno zwykli obywatele, jak i małe firmy.