Właściciele nieruchomości przeznaczonych na sprzedaż często stosują w umowach z wynajmującymi różnego rodzaju zapisy, których celem jest ochrona własności. Zdarza się jednak, że niektóre regulacje idą znacznie za daleko. Ingerują bowiem w prywatność. Przykłady takich zadziwiających paragrafów zebrał portal eska.pl.
- Wynajęłam mieszkanie razem z przyjaciółką od kobiety około 40 lat. Myśleliśmy, że skoro taka młoda, to nie będzie problemów. Pierwsze co, to zdziwiły nas zapisy w umowie, np. zakaz uprawiania seksu od 22 do 6 rano. Według niej to naruszenie ciszy nocnej - mówi w rozmowie z portalem jedna z lokatorek. I podkreśla, że dziwnych zapisów w umowie było więcej. Właścicielka mieszkania zgadzała się na przykład na psa i kota. Ale konkretne zwierzęta zostały wskazane w umowie jako zakazane. - Rozbawił mnie inny zapis o tym, że ze zwierząt mamy zakaz posiadania świnek morskich oraz pająków - mówi kobieta.
Wśród innych zapisów, które znaleźć można w umowach najmu, są i bardziej absurdalne. Opisał je instagramowy profil Patodeweloperka. Właściciele nieruchomości zakazują m.in. kłócenia się z sąsiadami, zakaz prania częściej niż raz w tygodniu, nakaz chodzenia w kapciach, czy zakaz golenia nóg pod prysznicem.
- Właściciel przywoził wąż do pralki tylko raz w tygodniu i po jednym dozwolonym praniu zabierał - opisuje jeden z internautów swoje doświadczenia w wynajmowaniu mieszkania.
- Wynajmujący spotykali się też z zakazem używania łazienki po 22:00 oraz... nakazem czesania włosów tylko nad zlewem. Wśród absurdów znalazł się też zapis o zakazie smażenia kiełbasy.
Są i niepokojące zapisy. "Koleżanka miała się kąpać z uchylonymi drzwiami do łazienki. Szybko się wyprowadziła" - pisze jedna z komentujących instagramowy profil. Inna natknęła się w umowie na "zakaz sprowadzania chłopaków". Dla obrony właścicieli warto wspomnieć, że pojawiają się też zapisy, które się bronią. Jednym z nich jest "zakaz kopania bitcoinów". Taki zakaz wydaje się zasadny, bo kopanie e-waluty odbywa się za pomocą bardzo zaawansowanego komputera i wymaga zużycia gigantycznych ilości prądu. Rachunek może podskoczyć dosłownie o kilkanaście tysięcy złotych, w mieszkaniu, gdzie kopie się waluty, może też być wyjątkowo ciepło i głośno.
Fot. Andrea Piacquadio (CC 3.0)