Sąd drugiej instancji uniewinnił przedstawicieli firmy deweloperskiej, którzy zostali oskarżeni w prywatnym akcie oskarżenia o wyburzenie jednej z krakowskich nieruchomości bez zgody właściciela. Thomas Zieliński swoją stratę odkrył w roku 2016, kiedy wrócił do Krakowa z kilkuletniego pobytu w Wiedniu.
Na miejscu odziedziczonej nieruchomości – rodzinnego domu – mężczyzna zobaczył jedynie stertę cegieł i świeżo wyrównany grunt. Podejrzenia o nielegalną rozbiórkę padły na firmę, która w bezpośrednim sąsiedztwie parceli budowała bloki mieszkalne i biurowiec.
- Dom należy do mojej rodziny od jakichś 100 lat. Był zrujnowany, ale z sentymentu chciałem go odbudować i przeprowadzić się do Krakowa. To skandal – mówił poszkodowany w rozmowie z „Gazetą Krakowską”.
Mediom tłumaczył, że strata była szczególnie dotkliwa z uwagi na przewlekłość procesu, który ostatecznie potwierdził że to mężczyzna jest prawowitym właścicielem. Udowodnienie braku podstaw roszczeń osób, które zgłaszały prawa do budynku, zajęło dziewięć lat.
Sądowa batalia na początku szła po myśli poszkodowanego. Sąd pierwszej instancji uznał przedstawicieli dewelopera za winnych. Zapadły dość surowe wyroki – osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu, czasowy zakaz wykonywania budowy, 100 tys. zł nawiązki dla powoda oraz grzywny w łącznej wysokości 128 tys. zł. Sąd drugiej instancji trzech oskarżonych mężczyzn uniewinnił. Poszkodowany właściciel wyburzonej nieruchomości będzie musiał teraz ponieść koszty sądowe w wysokości 28 tys. zł.
Porażka jest o tyle bolesna, że wcześniej śledztwa odmówiła prokuratura. I to dwukrotnie, bo najpierw nie wykryto sprawców „rozbiórki”, a potem nie dopatrzono się znamion czynu zabronionego. Mało tego, śledczy ustali, że pozbycie się zniszczonego domu mogło być uzasadnione, bo podniosło atrakcyjność terenu. Skorzystali na tym właściciele nowej nieruchomości.
Jeszcze bardziej dotkliwy jest fakt, że Zieliński nie może nawet odbudować swojego domu, kiedy został on już wyburzony. Zabrania tego prawo.
Obrońcy przedstawiciela utrzymują, że właściciel nieruchomości nie poniósł żadnej szkody. - Naszym zdaniem dom był w ruinie i nie dałoby się go odbudować, więc nie może być mowy o tym, że doszło do szkody – twierdził mec. Robert Kubicki, reprezentujący oskarżonych.
Poszkodowanemu mężczyźnie pozostaje złożenie kasacji do Sądu Najwyższego.
Zdjęcie ilustracyjne (CC0)