Wprowadziła się do "ciociobabci sąsiada". Chcą od niej 100 tys. zł

W ostatnich latach na rynku nieruchomości w Polsce obserwowaliśmy nie tylko wzrost cen mieszkań, ale także pojawienie się nowych metod inwestowania. Fliperzy, dotychczas skupiający się na tradycyjnym flipowaniu, czyli kupnie nieruchomości w celu szybkiego remontu i sprzedaży z zyskiem, zwracają teraz uwagę na "flipowanie stanów prawnych". W praktyce oznacza to skupowanie nawet niewielkich udziałów w nieruchomościach o nieuregulowanym statusie prawnym. Uwagę na to, że taki proceder istnieje, powinni zwrócić właściciele nieruchomości, a nawet osoby wynajmujące lokal.

Jednym z przykładów tej praktyki jest sytuacja ujawniona przez "Gazetę Wyborczą". Dziennik opisuje historię kobiety, która wynajmowała mieszkanie od starszej osoby, która w międzyczasie zmarła. Firma specjalizująca się w obrocie nieruchomościami jeszcze przed śmiercią właścicielki mieszkania nabyła niewielki udział w tej nieruchomości.

Myślała, że musi płacić tylko niski czynsz do spółdzielni

Po śmierci prawowitej lokatorki kobieta zajmująca lokal otrzymała wezwanie do zapłaty na sporą kwotę. Firma, która kupiła cząstkowy udział w lokalu, zażądała od najemczyni ok. 100 tys. zł. Jest to kwota "zaległego" czynszu, który należy się nie spółdzielni, a właścicielowi mieszkania. 

 

Kobieta twierdzi, że miała ustną umowę ze zmarłą właścicielką. Ta miała pozwolić na zamieszkanie w lokalu jedynie w zamian za na niski czynsz płatny administracji budynku.  "Sąsiad rodziców zaproponował jej, by wprowadziła się do mieszkania jego 'ciociobabci', wówczas 96-latki. Ciotka nie miała dzieci, ze względu na wiek przenosiła się właśnie do domu opieki. Dalsza rodzina szukała kogoś zaufanego do mieszkania, kto będzie opłacać rachunki" - opisuje historię lokatorki dziennik.

 

Jak podkreśla "Wyborcza" fliperzy, posiadający nawet minimalny udział we własności mieszkania, uważają, że mają prawo żądać od najemców pełnego rynkowego czynszu. I to nie w części odpowiadającej udziałowi - a w pełnej wysokości. Ewentualny podział opłaty na pozostałych właścicieli mieszkania miałby odbyć się w późniejszym terminie - na przykład po zakończeniu sprawy spadkowej.
 

Warto zawsze spisywać umowę

W opisywanym przypadku sprawę rozstrzygnie sąd. Lokatorkę może czekać nie tylko nakaz eksmisji, ale i nakaz zapłaty zaległego czynszu - będzie tak, jeśli sąd uzna rację firmy, która kupiła udział w mieszkaniu. Eksperci podkreślają, że ten przypadek jest dowodem na znaczenie pisemnej umowy. Lokatorka zajmująca lokal może mieć bowiem problem, by udowodnić, na jakich zasadach pozwolono jej mieszkać w lokalu. 

 

Liczba podobnie skomplikowanych spraw spadkowych rośnie. Szczególnie w kontekście nieruchomości dziedziczonych po osobach zmarłych. Wielu z tych właścicieli zdobyło prawa do swoich mieszkań w latach 90., a teraz, po ich śmierci, trudno dotrzeć do wszystkich dokumentów.

 

Dla inwestorów, zwłaszcza tych bardziej doświadczonych, którzy potrafią poruszać się w gąszczu skomplikowanych przepisów prawa nieruchomości, otwiera się nowe pole do działania. Jednak dla najemców i osób, które nie mają pełnej świadomości prawnej, może to oznaczać rodzące się nowe ryzyko.