Wasze historie związane z najmem mieszkania

Wynajem mieszkania często jest pierwszym krokiem w dorosłość. I bywa, iż jest to pierwsze starcie z biurokratyczną otoczką jaka się wiąże z samodzielnym mieszkaniem. Pierwsza podpisana umowa, rachunki do opłacania czy dotąd nieznane pojęcia takie jak ryczałt. Zdarzają się też przypadki niedoczytania umowy czy po prostu trafienie na wrednego właściciela. Zamieszczamy parę historii osób, których marzenia o wynajmie mieszkania skończyły się w najlepszym przypadku nie najlepiej. Ku przestrodze innych!
"To było drugie mieszkanie jakie miałem wynajmować w swoim życiu. W pierwszym, właściciel był fantastycznym facetem. Wszystko mi wytłumaczył i pomagał, żebym się nie pogubił. Gdy idąc oglądać drugie w swoim życiu mieszkanie myślałem, że będzie podobnie.
(...)Tym razem trafiłem na starszą panią. Obejrzałem mieszkanie dzień wcześniej i umówiłem się że przyjdę następnego dnia podpisać umowę wraz z zaliczką. Pracowałem wtedy bardzo dużo i gdy następnego dnia jechałem na spotkanie byłem po 14-godzinnym rauszu pracy. Byłem po prostu strasznie zmęczony, aura na zewnątrz też nie była zachęcająca. Zimny, deszczowy marcowy wieczór. Wpadłem cały mokry i wziąłem się za przeglądanie umowy. Byłem tak zmęczony, że ciężko było mi liczyć pieniądze które miałem przygotowane na kaucję. Nauczony poprzednim doświadczeniem, nie przejrzałem dokładnie umowy i wszystko podpisałem. Miałem nadzieje na spokojne życie na 32 metrach kwadratowych wraz z żoną i synkiem. To był dopiero początek kłopotów. Pani właściciel mieszkała piętro niżej, my zajmowaliśmy ostatni lokal w budynku. Właścicielka traktowała to mieszkanie trochę jak swój składzik. Trzymała tam meble których już nie potrzebowała, ale nie chciała wyrzucać. Problem się pojawił, ponieważ mieliśmy trochę swoich mebli i poprosiliśmy by zabrała te niepotrzebne. Nie wyraziła zgody. Koniec końców, nie mieliśmy innego wyjścia jak zebrać wszystkie meble w jednym miejscu. I tak. Na 32 metrach ze skosami. Mieliśmy dwa łóżka, cztery fotele, jeden fotel bujany, sofę, dwie lodówki, dwie pralki i dwa telewizory (bynajmniej nie płaskie). Z naszego wymarzonego mieszkania zrobiła się graciarnia. Przetrwaliśmy tak pół roku. Lepsze kwiatki zaczęły się dziać gdy chcieliśmy opuścić mieszkanie. Gdy wszystkie szczegóły były dotarte. Takie jak termin wyprowadzki i tak dalej. Udałem się do Pani właściciel po odbiór kaucji. Mieszkanie nie bardzo było przez nas zużyte i liczyłem na co najmniej połowę kaucji. Nagle właścicielka mi powiedziała, że nie da mi nic. Spytałem dlaczego. Okazało się, iż w umowie jest podana "kaucja bezzwrotna". I nic nie mogłem z tym zrobić. Nie kłóciłem się, ponieważ podpisałem taką umowę. Ale pamiętam do dzisiaj, że nie wiedziałem jak żonie spojrzeć w oczy gdy wróciłem bez kaucji "

Piotr

"Wynajmowałam mieszkanie z koleżanką jeszcze w czasach studenckich. Obje na studiach zaocznych w dużym nieznanym jeszcze mieście. Byłyśmy strasznie szczęśliwe gdy udało nam się zdobyć to mieszkanie. W dobrej lokalizacji i w miarę tanie. Właściciel, pan po pięćdziesiątce. Uroczy i pomocny. Zwłaszcza dla dwóch młodych dziewczyn. Nie da się ukryć że nasze życie było bardzo studenckie. Wieczorem imprezy i późne wracanie do domu, a w dzień praca. W weekend studia. O mieszkanie starałyśmy się dbać, nie było z nami żadnych problemów. Wracałam któregoś wieczoru do domu z zakupami i spotkałam się na korytarzu ze starszą sąsiadką mieszkającą obok. Zamieniłyśmy parę słów i prawda wyszła na jaw. Zapytała się mnie czy mi nie przeszkadza, że właściciel potrafi wchodzić do naszego mieszkania w ciągu dnia, gdy nas nie ma. Otworzyłam oczy ze zdumienia. Jak to gdy nas nie ma?! Poprosiłam o to, by mi wszystko dokładnie opowiedziała. Według jej opowieści, właściciel miał tak dwa razy w tygodniu przychodzić do naszego mieszkania i siedzieć tam po mniej więcej pół godziny. Na początku strasznie się zestresowałam! Jak to przychodzi? Przecież mamy rzeczy na wierzchu, nie posprzątane. A później przyszły mi do głowy jeszcze gorsze rzeczy. Podzieliłam się tymi rewelacjami z koleżanką. Ona też nie kryła oburzenia. Gdy w następnym miesiącu przybył właściciel po czynsz, zapytałyśmy wprost czy przypadkiem nie zaglądał do mieszkania po naszą nieobecność. Roześmiał się obleśnie jedynie mówiąc, że przecież musi kontrolować co się dzieje z jego mieszkaniem.
Rozumiem, że właściciel ma prawo sprawdzać stan mieszkania, ale pod nieobecność lokatorów? Mi to zapachniało po prostu jakimś zboczeniem. Czym prędzej się stamtąd wyprowadziliśmy."

Magdalena

"Mnie spotkał prawdziwy horror. Straciłem pracę i musieliśmy przenieść się do dużo gorszego mieszkania wraz żoną i dwójką dzieci. Właściciel był uprzejmy, podpisaliśmy umowę i myślałem, że wszystko będzie dobrze. Przez trzy miesiące faktycznie tak było. Ja zdobyłem w drugim miesiącu dobrą pracę i zaczęliśmy się odbijać od dna. Niby mogliśmy znowu pozwolić sobie na lepsze mieszkanie, ale chcieliśmy poczekać aż do końca spłacimy długi i zobowiązania, a mieszkanie było tanie więc to był dobry układ. Umowę mieliśmy niby na rok i to był idealny czas. Niestety w czwartym miesiącu wynajmu przyjechał właściciel mieszkania i powiedział, że po weekendzie wprowadza się jego syn, a my musimy znaleźć coś nowego. W umowie nie było nic napisane odnośnie okresu wypowiedzenia, więc stanęliśmy na rzęsach i zdążyliśmy tego dokonać. Ale jak teraz bym dorwał tego gościa to już nie było by tak przyjemnie jak wtedy! Jak tak można!?"

Łukasz

Jeżeli spotkała cię równie upokarzająca bądź zabawna historia związana z wynajmem. Podziel się nią!

Napisz na bartłomiej.baranowski@trader.pl