Mieszkańcy jednej z kamienic w ścisłym centrum Gdańska od dłuższego czasu borykają się z niezwykle trudną sytuacją. Ich sąsiadki cierpią na syllogomanię, czyli patologiczne zbieractwo, gromadząc w swoim mieszkaniu ogromne ilości niepotrzebnych przedmiotów i śmieci. Skutki tego zachowania odczuwają wszyscy lokatorzy budynku.
Lokatorzy kamienicy muszą zmagać się z uciążliwym fetorem, który przedostaje się przez system wentylacyjny do innych mieszkań. Dodatkowo zaobserwowano pojawienie się robactwa, a w przeszłości nawet szczurów, które przedostawały się do innych lokali. Mieszkańcy obawiają się o swoje zdrowie i bezpieczeństwo, nie wiedząc, jakie długofalowe skutki może mieć przebywanie w takim otoczeniu.
Największe obawy budzi jednak ryzyko pożaru. Jak relacjonuje jeden z lokatorów, pan Piotr (imię zmienione na prośbę rozmówcy): "Boimy się o własne życie. Z relacji strażaków wynika, że są tam góry śmieci, a instalacja elektryczna jest w tragicznym stanie. To bezpośrednie zagrożenie pożarem."
Sytuacja stała się na tyle poważna, że konieczna była interwencja służb. Kilka dni temu, gdy problem z uporczywym odorem nasilił się, a jeden z sąsiadów nie był widziany od dłuższego czasu, lokatorzy wezwali policję. Ze względu na brak odpowiedzi z mieszkania, konieczne było wsparcie straży pożarnej, aby dostać się do środka.
Asp. sztab. Mariusz Chrzanowski z Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku potwierdza: "W miniony poniedziałek policjanci odebrali zgłoszenie, że z jednego z mieszkań wydobywa się uporczywy zapach. Po wejściu do środka funkcjonariusze zastali w mieszkaniu dwie kobiety. Zostały one przetransportowane do szpitala po badaniu przez ratowników medycznych."
Trudne interwencje strażaków
Bryg. Jacek Jakóbczyk, oficer prasowy Komendanta Miejskiego PSP w Gdańsku, podkreśla skalę problemu.
"W ciągu ostatnich lat gasiliśmy kilka pożarów w Gdańsku w budynkach, w których właściciele przechowywali ogromne ilości śmieci. To są bardzo trudne interwencje, bo po wejściu okazuje się, że śmieci są zgromadzone aż po sufit. Strażacy, żeby dostać się do niektórych pomieszczeń, musieli czołgać się po śmieciach" - stwierdził w rozmowie z Radiem Gdańsk.
Ograniczone możliwości działania służb
Problemu nie ułatwia fakt, że zarówno sanepid, jak i Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie mają ograniczone możliwości działania, szczególnie w przypadku prywatnych mieszkań. Alina Hamerska, zastępca Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego w Gdańsku, wyjaśnia: "Nie posiadamy uprawnień do siłowego wejścia do lokalu. Co więcej, policja w asyście której przybywamy do mieszkania, również nie posiada takich uprawnień."
Mimo trudności istnieją pewne prawne możliwości rozwiązania problemu. Adwokat Paulina Polak wskazuje na jedną z nich: "Wspólnota mieszkaniowa może w trybie postępowania sądowego żądać od sądu sprzedaży lokalu w drodze licytacji na podstawie przepisów kodeksu postępowania cywilnego o egzekucji z nieruchomości."
Syllogomania to niezwykle złożony problem, który wykracza poza kwestie prawne czy sanitarne. Dotyka on nie tylko osób cierpiących na to zaburzenie, ale ma też poważne konsekwencje dla ich otoczenia. Przypadek z Gdańska pokazuje, jak zachowania jednej osoby mogą wpływać na bezpieczeństwo i komfort życia całej społeczności mieszkaniowej.
Fot. Shadwwulf