Zakup własnego mieszkania to dla wielu Polaków spełnienie marzenia, ale utrzymanie nieruchomości staje się coraz poważniejszym wyzwaniem finansowym. Doświadczyła tego Aneta, która sześć lat temu przeprowadziła się z Warszawy do Mińska Mazowieckiego, szukając tańszej alternatywy mieszkaniowej.
"Wyprowadziliśmy się z Warszawy do Mińska Mazowieckiego, bo były tańsze mieszkania. To był argument, który przeważył, mój mąż też miał pracę w okolicy, więc uznaliśmy, że może to jest dla nas rozwiązanie" - wspomina 34-letnia kobieta. Początkowo czynsz wynosił zaledwie 300 złotych, co budziło zdziwienie wśród znajomych z Warszawy - wyjaśnia Onet.
Sytuacja zmieniła się jednak diametralnie. W ciągu sześciu lat czynsz wzrósł trzykrotnie, a na horyzoncie pojawiła się kolejna podwyżka - tym razem o 500 złotych. Powodem jest planowany przez wspólnotę remont elewacji.
"Będziemy musieli płacić 1300 zł za mieszkanie, bez prądu (300 zł miesięcznie) i kredytu (1800 zł miesięcznie). Za utrzymanie tego mieszkania musimy płacić prawie całą moją pensję. Jak na to wszystko zarobić?" - pyta załamana Aneta.
Problem wysokich kosztów utrzymania mieszkań dotyczy nie tylko przedmieść, ale również mieszkańców dużych miast. Karolina, która w 2018 roku kupiła mieszkanie na warszawskim Gocławiu, początkowo płaciła 530 złotych czynszu za niecałe 50 metrów kwadratowych.
"Co roku były podwyżki czynszu. Wspólnota zrezygnowała z części ochrony w bloku, bo tłumaczyła się, że najniższa krajowa idzie w górę i trzeba ciąć koszty. Ale czynsz rósł" - opowiada 31-latka. Obecnie opłata za samo mieszkanie wynosi już 1036 złotych, a dodatkowo para musi wynajmować miejsce parkingowe za kolejne 350 złotych miesięcznie.
Hanna, mieszkająca w starym budownictwie na warszawskiej Woli, za mieszkanie o powierzchni zaledwie 36 metrów kwadratowych płaci 800 złotych czynszu miesięcznie. "Śmieję się czasem, że mieszkamy w pudełku od zapałek. Mam ślepą kuchnię, w której nic się nie mieści, łazienkę o powierzchni 3 metrów kwadratowych i dwa długie, ale widne pokoiki" - mówi 37-latka.
Kobieta docenia walory lokalizacji - bliskość terenów zielonych, dobre połączenia komunikacyjne i lokalny charakter okolicy, ale przyznaje, że koszty są wysokie w stosunku do metrażu. Po doliczeniu opłat za media, miesięczne rachunki przekraczają tysiąc złotych.
Sytuacja na rynku nieruchomości nie napawa optymizmem. W Warszawie ceny mieszkań osiągają nawet 17 tysięcy złotych za metr kwadratowy, a w miastach oddalonych o kilkadziesiąt kilometrów od stolicy przekraczają już 10 tysięcy złotych za metr.
W Mińsku Mazowieckim, który jeszcze kilka lat temu był postrzegany jako tańsza alternatywa dla stolicy, ceny nieruchomości drastycznie wzrosły. W 2018 roku metr kwadratowy kosztował około 4 tysięcy złotych, obecnie trzeba zapłacić nawet 13 tysięcy złotych.
Dodatkowym obciążeniem dla domowych budżetów są rosnące koszty energii. Od 1 lipca 2024 roku obowiązują nowe taryfy za prąd, a tarcza antyinflacyjna przestała funkcjonować. Aneta już odczuła skutki tych zmian - jej miesięczne rachunki za energię elektryczną wzrosły ze 180 do 300 złotych.
Wiele wskazuje na to, że trend wzrostowy będzie się utrzymywał, stawiając właścicieli mieszkań przed coraz trudniejszymi wyborami finansowymi. Rosnące koszty utrzymania nieruchomości stają się poważnym wyzwaniem, które może zniechęcać do zakupu własnego mieszkania, mimo że dla wielu Polaków pozostaje to wciąż jednym z najważniejszych życiowych celów.