W czasach PRL-u miały być sposobem na zdobycie mieszkania. Transformacje ustrojowe, a przede wszystkim inflacja, pozbawiły jednak szans właścicieli książeczek mieszkaniowych, których w Polsce wciąż jest milion. Mogą oni jednak wkrótce zyskać nowy sposób, by "spieniężyć" część zgromadzonych oszczędności.
Anna Kornecka, minister odpowiedzialna za budownictwo, zdradza, że książeczkę będzie można "wymienić" na więcej dóbr i usług niż do tej pory. - Spora część społeczeństwa czeka z likwidacją tych książeczek mieszkaniowych z uwagi na wąski katalog możliwości czynności, które uprawniają do ich likwidacji i zarazem otrzymania premii - wyjaśniła wiceminister rozwoju. Książeczkę można bowiem zlikwidować, przeznaczając środki na dowolny cel, wtedy jednak tracimy większość pieniędzy - rekompensata od państwa należna jest wyłącznie tym, którzy przeznaczą środki na określone wydatki - na przykład zakup mieszkania.
Na co będzie można przeznaczyć środki po nowelizacji przepisów? Na wniesienie opłaty za przekształcenie wieczyste, inwestycje, które poprawią stan techniczny nieruchomości, wymianę źródeł ciepła, montaż lub modernizację instalacji gazowe, elektrycznej, wodnej, kanalizacyjnej.
Kamilla Dołowska z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich już w lutym naciskała na rząd, by zwiększył katalog usług, które można opłacić, likwidując książeczkę. - Od lat ubiegamy się, by zwiększyć listę celów, na które można zlikwidować książeczkę mieszkaniową i otrzymać premię. Uważamy bowiem, że czas najwyższy doprowadzić do ich likwidacji, a przepisy na to nie powalają. Mam nadzieję, że nowe uregulowania w tym pomogą - stwierdziła.
Książeczki mieszkaniowe są sporym obciążeniem dla budżetu. Rocznie z tytułu ich likwidacji państwo wypłaca kwoty rzędu 200 mln zł. Na spłatę wszystkich należności wobec właścicieli archaicznego sposobu oszczędzania trzeba by przeznaczyć kwotę nawet 10 mld zł. Przez mniej więcej 25 lat wypłat dla likwidujących przeznaczono już łącznie 15 mld zł.