Mieszkanie to zgodnie z przepisami przyjętymi w 2018 roku lokal o powierzchni co najmniej 25 m kw. Na rynku nie brakuje jednak ofert na znacznie mniejsze nieruchomości. 6, 10, 12 metrów - mikroskopijne kawalerki pojawiają się w ofercie wielu deweloperów. Oficjalnie jednak nie są mieszkaniami, a komórkami lokatorskimi czy inwestycyjnymi.
Przykład takiego lokalu to mieszkanie, które jest do kupienia na Starych Bielanach, w kamienicy z lat 50. Na powierzchni zaledwie 17 m kw. udało wydzielić się przedpokój (o powierzchni 3 m kw.), co sprawia, że powierzchnia, którą możemy wykorzystać do codziennych czynności, jest jeszcze mniejsza. Inwestor swoją własność jednak zachwala - "ustawny pokój z bardzo dużą szafą, kuchnia w przedpokoju, łazienka z prysznicem" - czytamy w opisie.
Maciej Obrębski, adwokat cytowany przez serwis Prawo.pl nie ma wątpliwości, że "wykorzystywanie mikroapartamentów na cele mieszkalne jest nielegalne". Paradoksalnie jednak w takim lokalu... można się zameldować.
Właściciel mikroskopijnej kawalerki nie może jednak spać spokojnie. Działania może bowiem podjąć w każdej chwili nadzór budowlany. "W przypadku gdy stwierdzi, że doszło do bezprawnej zmiany charakteru wykorzystania lokalu, ma prawo wstrzymać użytkowanie lokalu" - ostrzega prawnik. Na samym "wyrzuceniu" z nieruchomości może się jednak nie skończyć - właściciel może bowiem zostać ukarany grzywną.
Małe mieszkania krytykuje Jan Śpiewak, działacz społeczny, współzałożyciel stowarzyszenia Miasto Jest Nasze zajmującego się m.in. urbanistyką. - Zjawisko znane dotychczas z miast takich jak Hongkong i Nowy Jork dotarły w końcu do Polski. - Deweloperzy i media chcą nas przekonać, że [mikrokawalerki - red.] to kwestia naszego wyboru i zmieniającego się trendu życia - wyjaśnia w jednym z nagrań poświęconych zjawisku "mikroskopijnych" mieszkań. Dodaje, że realizuje ono architektoniczny trend "microlivingu", który zakłada, że do realizacji życiowych potrzeb potrzebujemy mniej przestrzeni, niż przed dekadami.
- To propaganda, którą na fachowo nazywa się fabrykowaniem zgody na życie w coraz gorszych warunkach - stwierdza. Dodaje też, że nie wszystko da się zrzucić na "wolny wybór jednostki". Zdaniem Śpiewaka prawdziwe potrzeby rosnącej popularności mikroaparamentów są na rękę deweloperom, którzy mogą - w przeliczeniu na metr kwadratowy mieszkania - zarobić więcej na sprzedaży i wynajmie.
Bartosz Turek, analityk rynku nieruchomości, już w 2017 roku, kiedy pojawił się pomysł wprowadzenia bardziej restrykcyjnych przepisów, krytykował je. "Nie widzę problemu, dla którego państwo zakazuje budowy kilkunastometrowych mieszkań. Szczególnie młodzi ludzie mogą być zainteresowani zakupem takiego lokum, za które siłą rzeczy zapłaciliby mniej. Dzięki temu zamiast najmu mogliby wybrać nieruchomość na własność i budować własny majątek" - argumentował w rozmowie z "Pulsem Biznesu".
"Gdyby za kilka-kilkanaście lat zaczęli zarabiać więcej, a popyt na mikrolokale spadł i pojawił się problem z ich sprzedażą, nic nie stoi na przeszkodzie, by wtedy takie mieszkania przerobić na hotel, połączyć kilka mikrolokali w jeden pełnowymiarowy albo wykorzystać budynek jako magazyn samoobsługowy - dziś bardzo intratny segment rynku" - dodał.
Zdjęcie główne: piqsels.com/(Flickr/ CC 3.0) Zdjęcie ilustracyjne