- Żaden projekt, może poza Krakowskim Przedmieściem, nie wywołał aż takiego zaangażowania w urzędzie jak to muzeum. Włożyliśmy wiele pracy i serca - przekonywał wczoraj Wojciechowicz. - Dlatego po ludzku jest mi bardzo przykro, że wszystko tak się kończy.
Wiceprezydent zwołała konferencję dzień po tym, gdy okazało się, że Warszawa zerwała umowę z Kerezem. Szwajcarski projektant międzynarodowy konkurs architektoniczny na muzeum wygrał w 2007 r. Od tego czasu trwały korowody - wzajemne odsyłanie dokumentacji, poprawek, aneksy.
Ratusz przekonuje, że w projekcie Kereza "jest bardzo dużo uchybień": * budynek przekracza wysokość (25 m), na co w tym przypadku potrzebna jest dodatkowa zgoda ministra infrastruktury; * nie są usunięte kolizje między planowanym budynkiem a łącznikiem pomiędzy I i II linią metra; * za niska jest sala planowanego w budynku teatru.
Wiceprezydent Wojciechowicz mówi, że miasto zerwało umowę z winy architekta: - Złożyliśmy wezwanie do zapłaty kar z tego tytułu na 5,4 mln zł.
Przed sądem ratusz domaga się też zapłaty kar umownych za zwłokę w dostarczeniu dokumentacji z odsetkami (1,6 mln zł).
Kerez mówi "Gazecie": - To absurd. Nie mogę dać pieniędzy, których nie mam. Chcą mnie zniszczyć.
Twierdzi, że Stołeczny Zarząd Rozbudowy Miasta (SZRM) dostawał od niego dokumentację, nie sygnował jej odbioru, odsyłał do poprawki, a potem naliczał kary za przekroczenie terminów. - Apelowałem do prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, by sporządzić jakąś ekspertyzę, rozstrzygnąć ten problem. SZRM uważa, że jest poza kontrolą i może robić, co chce - skarży się architekt.
Atakuje: - To wstyd, że mój projekt nie będzie zrealizowany. W świat pójdą złe sygnały - o Polsce i o tym, jak się przygotowuje inwestycje w Warszawie. Wszędzie, jeśli chce się zbudować jakiś dom, trzeba mieć najpierw działkę (w Warszawie są do nich roszczenia). Dlaczego miasto ich nie kupiło? Dlaczego tego nie robią? Bo nie chcą tej inwestycji. Bez prawa własności do terenu nie można uzyskać pozwolenia na budowę.
Tymczasem miasto zapowiedziało, że od budowy muzeum nie odstępuje i chce ogłosić nowy konkurs. Wojciechowicz: - To kwestia miesięcy, a nie lat. A budynek można zaprojektować mimo roszczeń do gruntu, na którym ma stanąć.
Konflikt z Kerezem nie odstrasza innych architektów.
- Weźmiemy udział w nowym konkursie. W poprzednim zajęliśmy trzecie miejsce, wyzwaniem dla nas byłoby tym razem zdobyć pierwsze - mówi Morellini Danilo ze szwajcarskiej pracowni Atelier WW Architekten SIA.
- Nie mówię nie. Sprawa Kereza mnie nie odstrasza. Nie mam wrażenia, że został jakoś szczególnie źle potraktowany przez miasto, honorarium, które mu zaproponowano, było naprawdę bardzo wysokie [27 mln zł] - mówi Piotr Szaroszyk z pracowni Szaroszyk & Rycerski, która pięć lat temu w konkursie na projekt muzeum zajęła drugie miejsce, za Kerezem.
Przyznaje jednak, że architektów zniechęca bardzo szczegółowy i krępujący plan zagospodarowania miejscowego placu Defilad. - Pozostawia niewiele miejsca na inwencję, wszyscy będą musieli zaprojektować takie samo prostokątne pudełko z podcieniami - tłumaczy architekt.
Mikołaj Kadłubowski z pracowni Grupa 5, która pięć lat temu w konkursie zdobyła wyróżnienie: - Owszem, plan jest szczegółowy, ale czasami ograniczenia zmuszają architekta do wykazania się inwencją i może to przyczynić się do powstania ciekawego projektu.
On też zapowiada, że pracownia chętnie wystartuje jeszcze raz.
To porażka miasta. Ścisłe centrum Warszawy - okolice Pałacu Kultury i pl. Defilad - wciąż wygląda jak śmietnik i prowizorka. Teraz już wiemy - szkoda było pięciu lat pracy Christiana Kereza nad projektem Muzeum Sztuki Nowoczesnej, które miało zapoczątkować cywilizowanie tego miejsca. Straciliśmy czas, niepotrzebnie robiliśmy sobie nadzieje, które prysły jak bańka mydlana. Efekt właśnie trafia do kosza. Koszty związane z przygotowaniem inwestycji wyniosły dotąd 9,8 mln zł.
Brzydota zostaje z nami nie wiadomo na jak długo. Może na kolejne pokolenie?
Przez blisko ćwierćwiecze odzyskanej wolności żadna ekipa kierująca miastem nie potrafiła zbudować w ścisłym centrum Warszawy niczego trwałego. Ta z PO, choć rządzi już drugą kadencję, też przyznała się do bezradności. Zapowiada nowy konkurs na Muzeum Sztuki Nowoczesnej, w tym samym miejscu pl. Defilad. Po co? By mieć powtórkę z rozrywki?
Przecież w tej sprawie jest drugie dno. Nie chodzi tylko o muzeum. Miasto po prostu nie wie, jak się zabrać do budowy centrum wokół Pałacu Kultury, brak mu umiejętności i doświadczenia. Potrafi co najwyżej stawiać pojedyncze budynki, w innym miejscu zrealizować jakąś drogę czy most, odosobniony plac czy odcinek metra. Kiedy trzeba "opanować" duży obszar, urządzić część miasta - z domami, placami, ulicami, skwerami - jako skończoną całość, na dodatek z roszczeniami po drodze, zawsze kończy się to porażką. Dlatego nie ma tego muzeum, placu przy nim i brakującego centrum Warszawy. I długo nie będzie. Musi nam wystarczyć byle jaki parking z krzywym brukiem, no i różne budy, które tu są wieczne.
Muzeum Sztuki Nowoczesnej, plac Defilad