Mieszkaniec Piszu, miejscowości położonej w pobliżu Mrągowa i Giżycka, ma spory problem ze sprzedażą nieruchomości. Kiedy mężczyzna rozpoczął przygotowania do sprzedaży domu, na jaw wyszły nieoczekiwane problemy prawne.
By podnieść wartość budynku, przeprowadził remont generalny. Inwestycja warta 100 tys. zł może się jednak długo nie zwrócić. Formalnie rzecz biorąc, budynek częściowo znajduje się … na działce sąsiada. Dziś nie sposób ustalić, kto popełnił pomyłkę, jej skutki mogą być bowiem trudne do usunięcia.
- Dowiedzieliśmy się o tym, jak rzeczoznawca przyszedł wycenić dom i zobaczył na mapie, że nasza kuchnia i trzeci pokój nie należy do nas - wyjaśnia mężczyzna w rozmowie z dziennikarzami stacji Polsat.
Właściciel domu dysponuje aktem notarialnym z roku 1973. Widnieje w nim zapis, że dom składa się z trzech pokoi, kuchni, łazienki. Przez kilka dekad nikt nie wnosił roszczeń związanych z nieruchomością.
Dziś jednak na "odkręcenie sprawy" może być już za późno. W czerwcu rząd zmienił bowiem Kodeks postępowania administracyjnego. Nie można już wszcząć postępowania w sprawie, w której decyzja zapadła ponad 30 lat temu.
Droga do uzyskania pełnego prawa do nieruchomości jest długa. Trzeba albo zapłacić właścicielowi terenu, albo wytoczyć sprawę o zasiedzenie, co może zająć wiele lat.
Celem zmian w Kodeksie miały na celu uporządkować kwestię reprywatyzacji. Często zdarzało się bowiem, że osoby chcące odzyskać dawne nieruchomości posługiwały się dokumentami sprzed dekad. Na uchwalenie decyzji przez Sejm stanowczo zareagowali przedstawiciele Izraela. - Polski parlament uchwalił ustawę zabraniającą zwrotu mienia żydowskiego lub rekompensaty za nie ocalałym z Holokaustu i ich potomkom. Nie mam zamiaru milczeć w obliczu tego prawa. To bezpośrednie i bolesne pogwałcenie praw ocalałych z Holokaustu i ich potomków. To nie pierwszy raz, kiedy Polacy próbują zaprzeczyć temu, co zrobiono w Polsce podczas Holokaustu" - napisał Yair Lapid, szef izraelskiego MSZ.