Monitoring własnej posesji nie oznacza automatycznej zgody na nagrywanie tego, co robią sąsiedzi - orzekł Sąd Apelacyjny w Gdańsku, rozstrzygając spór pomiędzy sąsiadami.
Wywołały go kamery zainstalowane na posesji. W polu ich widzenia znalazła się przylegająca posesja. Jej właściciele uznali, że możliwość uwiecznienia tego, co robią u siebie, narusza prywatność, a sąd to zdanie podzielił - donosi "Rzeczpospolita".
Znalazłem mieszkanie, znalazłem dom. Znalazłem serwis, na którym są.
Zgodnie z wyrokiem poszkodowanym należy się odszkodowanie - po 4 tys. zł na osobę. Małżonkowie stwierdzili bowiem, że, wiedząc o możliwości nagrania swoich poczynań, rezygnowali np. z organizowania grilla, czuli się źle. Sąd uznał, że użycie kamery, której kadr obejmuje sąsiednią posesję, to naruszenie prawa do prywatności i miru domowego.
Właściciele nieruchomości przy instalacji monitoringu muszą wziąć też pod uwagę przepisy RODO. Nagrywanie w ramach monitoringu przestrzeni publicznej - na przykład ulicy - jest dopuszczalne, nie może być jednak nadużywane.
Monitorowanie i rejestrowanie osób znajdujących się na prywatnej działce, domu, mieszkaniu, dozwolone już nie jest. Zgodnie z wytycznymi europejskich organów wizerunek osoby utrwalony na nośniku pamięci jest daną osobową. Pozwala bowiem na identyfikację.
W marcu Sąd Okręgowy w Toruniu wydał wyrok w podobnej sprawie. Właściciel jednego z mieszkań poczuł się inwigilowany, po tym jak zarządca budynku zainstalował kamerę, która obejmowała drzwi do prywatnego lokalu.
Orzecznictwa w tym zakresie jest więcej. W 2015 roku we Wrocławiu zapadł wyrok, zgodnie z którym każdy, kto dąży do ochrony własnej nieruchomości poprzez system monitoringu, w pierwszej kolejności monitoruje własną nieruchomość. "Skierowanie natomiast obiektywu w kierunku nieruchomości sąsiedniej pozwala zakładać, że motywy aktywności pozwanego mają zgoła inne podłoże." - czytamy w orzeczeniu.
Zdjęcie główne: Intel Free Press (zdjęcie ilustracyjne)