Czy mieszkania potaniały w wyniku epidemii koronawirusa? Kolejne analizy dowodzą, że wbrew obawom jak na razie wciąż mamy do czynienia - przynajmniej na niektórych rynkach - ze wzrostem cen mieszkań.
Z badań portalu Rynekpierwotny.pl wynika, że cena metra kwadratowego w stolicy wyniosła w kwietniu 10,58 tys. zł. To oznacza wzrost względem poprzedniego miesiąca o 0,8 proc.
Znalazłem mieszkanie, znalazłem dom. Znalazłem serwis, na którym są.
Jarosław Jędrzyński, ekspert cytowany przez portal, zauważa, że ceny ofertowe nowych lokali w Gdańsku, Krakowie czy Łodzi w kwietniu wzrosły, w odniesieniu do marca, jeszcze wyraźniej. Ceny w tych aglomeracjach poszybowały bowiem o ok. 2 proc. w górę. Rynek nie jest jednak jednolity, bo dla odmiany we Wrocławiu odnotowano spadek cen. Był on jednak niewielki - wynoszący ok. 1 proc.
Czy wzrost cen oznacza, że rynek nieruchomości jest odporny na koronawirusa? Niestety tego typu wnioski byłyby przedwczesne. Oferty, na podstawie których przeprowadzono analizy, zostały skalkulowane przez deweloperów jeszcze przed wybuchem pandemii.
- Średnie ceny ofertowe nowych mieszkań w ub. miesiącu niejako siłą inercji jeszcze wzrosły - wyjaśnia Jędrzyński.
Co może to oznaczać w praktyce? O dalszym wzroście cen ofertowych deweloperzy raczej mogą już tylko pomarzyć. Ceny, rozpędzone przez rozgrzany do czerwoności rynek, będą musiały w końcu wyhamować. Jak głębokie będzie hamowanie, czy doprowadzi do znaczącego spadku cen? Analitycy nie są w stanie tego przewidzieć, bo wciąż nie wiadomo, jak długo potrwa epidemia koronawirusa i jak będzie kształtował się rynek pracy w najbliższej przyszłości.
Eksperci podkreślają jednak, że jeśli nawet przeceny na rynku będą miały miejsce, to raczej kilkuprocentowe. Podkreślają też, że spadek zainteresowania nieruchomościami może sprawić, że na rynku będą pojawiać się okazje cenowe, z których łatwiej będzie skorzystać, niż przed wybuchem pandemii.