Właściciele nieruchomości czasami napotykają spore problemy związane z ostatecznym potwierdzeniem prawa do własności domu. Zdarza się, że w wyniku niejasności w tym zakresie ich sytuacja staje się dramatyczna. Tak jest w przypadku mieszkańców dwóch ulic położonych na peryferiach Świnoujścia.
Nieruchomości znajdujące się na ul. Sołtana i ul. Ludzi Morza w latach 90. należały do Przedsiębiorstwa Połowów Dalekomorskich i Usług Rybackich Odra, które na fali przemian gospodarczych zakończyło swoją działalność. Budynki zmieniły status - przestały być hotelami robotniczymi, a zaczęły być normalnymi mieszkaniami. Na co mieszkańcy otrzymali potwierdzenia w postaci aktów notarialnych. Tak im się przynajmniej wydawało.
Pierwsze kłopoty, jak opisuje serwis Money.pl, pojawiły się już w roku 2011. W księgach wieczystych znalazł się wówczas zapis, że mieszkania stoją na terenie przemysłowym. A to przyniosło ze sobą dramatyczne dla warunków życia skutki.
- Życie na terenie przemysłowym wygląda tak, że cały czas odczuwa się wibracje, hałas jest codziennością, bez ustanku słychać szum fabryczny. Gdy sąsiadka mierzyła natężenie hałasu, zabrakło skali. Budynki zaczynają pękać, bo niedawno utwardzali teren na parkingi - mówi jeden z mieszkańców cytowany przez serwis. - Plac budowy mam 11 metrów od okna w pokoju, w którym śpię. Non stop chodzą kruszarki, jeżdżą wywrotki ze żwirem. Nikt nie patrzy, czy jest noc, czy dzień. Przypływa barka, to trzeba ją wyładować. Wiemy, że w porcie cały czas trwa robota. Tak się jednak nie da żyć. Mogę wyjść z domu choćby dzisiaj. W samych kapciach - dodaje.
Sytuacja może się pogorszyć. Wkrótce w ich bezpośrednim sąsiedztwie ma ruszyć budowa terminala instalacyjnego dla powstającej na Bałtyku farmy wiatrowej. - Wśród mieszkańców panuje obawa, że po kolejnych utwardzeniach ich domy po prostu się rozlecą. Wystarczyło, że jeździł walec, utwardzając plac pod ten terminal, a nasze budynki zaczęły pękać - obawia się rozmówca Money.
Co dalej? Władze próbują rozwiązać problem, oferując poszkodowanym rodzinom mieszkania zastępcze. Nie wszyscy chcą się jednak zgodzić na proponowane rozwiązanie. - Musiałyby nam zostać wypłacone pieniądze, za które można coś wybudować i zagospodarować. Tak, abyśmy mogli się przenieść w inne miejsce - podsumowuje jeden z mieszkańców.