Nie jest tajemnicą, że pandemia koronawirusa wpływa na wiele dziedzin naszego życia i najprawdopodobniej odciśnie trwały ślad na zachowaniu konsumentów. Branża budowlana nie jest wyjątkiem i obecne wydarzenia mogą wpłynąć na ceny mieszkań oraz na znaczne opóźnienia na budowach.
Nie ma żadnych ogólnopolskich danych dotyczących liczby zakupionych mieszkań jeszcze na etapie projektu. Ale z pewnością jest ich wiele. - Niedobór lokali na rynku i mniejszy wachlarz lokalizacji skłania chętnych do jak najwcześniejszej rezerwacji nieruchomości. Nawet 20 proc. sprzedaje się tuż po wprowadzeniu oferty na rynek. - pisała Wyborcza w marcu zeszłego roku. Osoby, które wtedy zdecydowały się na zakup "dziury w ziemi" kilkanaście miesięcy temu, pewnikiem liczyły na odbiór mieszkania już niebawem. Niestety, odebranie lokalu do użytkowania w tym roku może być zbyt śmiałą wizją.
Znalazłem mieszkanie, znalazłem dom. Znalazłem serwis, na którym są.
W ostatnich dniach media oraz rząd poświęcają wiele uwagi branży turystycznej i logistycznej, które zapewne z powodu ostatnich wydarzeń ucierpią najbardziej. Niewiele mówi się jednak o sektorze budowlanym, który również jest bardzo istotny dla gospodarki. Nie tylko daje zatrudnienie setkom tysięcy pracowników, ale ma udział w zmniejszaniu się deficytu mieszkaniowego.
Już teraz można mówić o zaburzonym i spowolnionym łańcuchu dostaw części materiałów budowlanych, które pochodzą z Chin, np. paneli fotowoltaicznych. To samo dotyczy wielu materiałów wykończeniowych produkowanych w Unii, choćby włoskich marmurów i okładzin. Ale braki w zaopatrzeniu to jedynie wierzchołek góry lodowej, z którą będzie się mierzyć branża budowlana.
Deweloperzy, firmy budowlane, biura architektoniczne kogo mogą, wysyłają do pracy zdalnej, ale trudno oczekiwać, żeby robotnicy zeszli z budów. Pracownicy fizyczni, kierowcy, specjaliści i wielu innych pracowników koniecznych do ukończenia budów nie mogą wykonywać swojej pracy zdalnie.
Łatwo sobie wyobrazić sytuację, gdy wskutek przedłużającej się pandemii na placu budowy pojawi się przypadek koronawirusa, a większość załogi trafi na kwarantannę. Taki pesymistyczny scenariusz jest bardzo prawdopodobny i mógłby oznaczać nawet kilkumiesięczne opóźnienie względem pierwotnego planu oddania budynku.
- Z powodu koronawirusa inwestorzy powinni być przygotowani na napływ roszczeń wykonawców o przedłużenie czasu na ukończenie robót lub o dodatkową płatność. Będą oni chcieli w ten sposób uniknąć naliczenia kar umownych za niedotrzymanie terminu realizacji inwestycji w związku z epidemią i zminimalizować koszty tego opóźnienia, które będą musieli z tego tytułu ponieść - mówił Damian Kaźmierczak, główny ekonomista Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa w rozmowie z Rzeczpospolitą.
Opóźnienia budów są powszechne nawet w naturalnym otoczeniu gospodarczym i mogą wynikać z wielu powodów. Na opóźnienia mogą wpłynąć nieprzewidziane prace, zmiana przepisów bądź brak dostępu do konkretnych materiałów i specjalistów.
Źródła: rp.pl, wyborcza.pl