Fliperzy polują na okazję. Szukają sposobu, by skłonić dewelopera do rabatu, szukają osób w trudnej sytuacji, mieszkań do kupienia "tu i teraz". Czasami również do remontu. Wszystko po to, by zarobić z mniejszym lub większym zyskiem.
Część komentatorów twierdzi, że to fliperzy odpowiadają za absurdalne ceny, bo skupują mieszkania na skalę, która zaburza rynek. Jak jest w rzeczywistości? Odpowiedź na pytanie spróbowali znaleźć autorzy agencji Newseria. Czy to podaż nie nadąża za popytem, a zatem ceny mieszkań automatycznie idą w górę? A może jednak ktoś "podgrzewa" rynek?
Rynkiem rządzi popyp i podaż. Wiele osób kupuje mieszkania ze strachu, że ceny nieruchomości będą dalej wzrastać. Często kupujemy szybko i bez większego zastanowienia. Podaż nie nadąża za popytem, więc ceny mieszkań automatycznie idą w górę i nie ma w tym winy fliperów. Jeszcze do niedawna dodatkowym bodźcem były niskie stopy procentowe.
Teraz ten czynnik nie gra roli, ale strach, że ceny będą dalej drastycznie wzrastać, pozostał. Jeśli dodamy do tego szalejącą inflację i nieruchomości jako bezpieczny sposób na zabezpieczenie kapitału, nietrudno zrozumieć, dlaczego coraz więcej osób decyduje się na zakup mieszkania.
Fliperzy są przeceniani? Z danych wynika, że flipy mieszkaniowe stanowią około 10 proc. transakcji na całym rynku nieruchomości. Nie jest to zawrotna ilość, dlatego należy postawić sobie pytanie: czy te 10% może realnie wpłynąć na ogólny kształt rynku? Odpowiedź jest prosta - oczywiście, że nie. Nie możemy mówić w takim wypadku, że fliperzy napędzają koniunkturę i windują ceny. - W Horyzoncie Inwestycji nie kupujemy mieszkań dla siebie, bo te trafiają do sprzedaży i znajdują finalnego klienta.
Fliper zawsze chce kupić tanio. Podstawową zasadą flipowania mieszkań jest zakup nieruchomości tanio, często tak tanio, jak tylko to możliwe, by następnie sprzedać je z zyskiem. - Prawdziwi fliperzy, czyli osoby z dużym doświadczeniem i odpowiednią wiedzą, zawsze dążą do tego, aby nie kupować mieszkań drogo, a możliwie jak najtaniej.
Tylko wtedy możemy mówić o satysfakcjonującej stopie zwrotu, a przecież pod uwagę należy też wziąć chociażby koszty remontu. To kolejny argument świadczący za tym, że fliperzy nie są odpowiedzialni za wzrost cen na rynku - dodaje Marcin Kuryło.
Fliperzy nie zawsze też wybierają najszybszą ścieżkę do uzyskania dochodu. Remont mieszkania to duży koszt dla inwestora. Raz, że w górę poszły ceny materiałów budowlanych, a dwa, że dobry fachowiec będzie chciał zarobić znacznie więcej. W wielu przypadkach, kiedy dochodzi do generalnego remontu i trzeba wymienić chociażby instalację, to wraz z nią i nałożyć nowe tynki. - Większość mieszkań w Polsce to stare mieszkania, które pamiętają jeszcze czasy Gierka.
Często są to domy z tak zwanej wielkiej płyty, stare kamienice ze starymi pionami kanalizacyjnymi. To powoduje, że remont ciągnie za sobą większe koszty, a pamiętajmy, że dzisiaj wszystko robi się w nowej technologii. Do tego trzeba doliczyć wydatki poniesione na utylizację starych materiałów oraz robociznę. Dla fachowca minimalna stawka to 6000 zł za miesiąc pracy. Mieszkanie o powierzchni 60 metrów kwadratowych remontuje się średnio przez półtorej miesiąca, jeśli pracują przy tym dwie osoby - komentuje ekspert z Horyzont Inwestycji.
Czasami jest nim rodzina, która w tym mieszkaniu będzie mieszkać, a czasami klientem finalnym jest inwestor, który będzie je później wynajmował. Myślę, że w naszym przypadku ci drudzy stanowią około 40 proc. transakcji. Zwykle są to osoby, które mają więcej kapitału albo dobrą zdolność kredytową i kupują mieszkania, by móc je wynajmować i generować w ten sposób dochód pasywny - informuje Marcin Kuryło, ekspert z firmy Horyzont Inwestycji.