Już niedługo ten fragment może być jedynie notką historyczną. Planowana deregulacja zawodów obejmuje także pośrednika w obrocie nieruchomościami. Dopóty jednak, dopóki zapowiedzi nie staną się prawem, obowiązują ścisłe regulacje. A zdobycie licencji wymaga sporo zachodu.
Przede wszystkim - kandydat na pośrednika musi mieć ukończone studia wyższe (nie ma znaczenia - licencjat czy magister). Jeśli będzie absolwentem kierunku kształcącego w zakresie gospodarki nieruchomościami, może składać wniosek o przyznanie licencji.
Jeśli jednak specjalizował się w czymś innym, musi zrobić dodatkowo studia podyplomowe. Tu kierunek jest ściśle określony: pośrednictwo w obrocie nieruchomościami.
Chyba, że ma wykształcenie średnie i nie ma zamiaru robić studiów. W takiej sytuacji może przystąpić do specjalnego egzaminu państwowego. Jeśli go zda, jest w domu. Czyli może składać wniosek.
Prawie. Na jego drodze pojawia się bowiem nowa przeszkoda - doświadczenie w pracy. Przyszły pośrednik powinien mieć praktykę w gospodarowaniu nieruchomościami. Nie może być też karany, musi za to mieć pełną zdolność do czynności prawnych.
O ile kwestia studiów jest dość jasna, to z praktyką bywa różnie. Licencję dostanie więc bez problemu osoba pracująca w spółdzielni mieszkaniowej, ale już nie urzędnik zajmujący się sprzedażą mieszkań w gminie.
Zdobycie wykształcenia i praktyki to nie jest rzecz, którą można załatwić z dnia na dzień. Nie jest to także mała inwestycja. Studia, jeśli nie odbywają się w trybie dziennym, mogą kosztować od 2-3 do nawet 6 tys. zł za rok. Na zdobycie licencjata trzeba więc wydać od 10 do 20 tys. zł. Magister może kosztować w tym trybie kilkadziesiąt tysięcy.
Także studia podyplomowe w dość wąskiej specjalności, jaką jest pośrednictwo, kosztują. Na mniej renomowanych uczelniach prywatnych około tysiąca złotych, na plasujących się wysoko w rankingach uczelniach publicznych nawet 3 do 4 tys. zł.
W sumie koszty zdobycia niezbędnego wykształcenia mogą wynieść od tysiąca do nawet 25 tys. zł.
Jeszcze w 2007 roku aby zdobyć licencję, nie trzeba było aż tak dużo wydawać na edukację. Wystarczyło wykształcenie średnie, kurs i półroczna praktyka. Trzeba było za to zdać egzamin państwowy, pisemny oraz ustny.
Jeszcze wcześniej, przed 2002 rokiem, pośrednikiem mógł zostać każdy. Wystarczyło zarejestrować działalność gospodarczą i próbować swoich sił. Licencje wprawdzie istniały (wprowadziła je ustawa z 1997 roku), ale do końca 2002 roku były nieobowiązkowe.
Zdobycie odpowiedniego wykształcenia i praktyki to rzecz uciążliwa i czasochłonna. Istnieje jednak kilka sposobów na obejście tych wymagań.
Po pierwsze, można założyć firmę działającą na rynku pośrednictwa nieruchomości nie posiadając licencji. Tyle tylko, że trzeba wtedy zatrudnić agenta z uprawnieniami do wykonywania czynności pośrednictwa. To opcja dla tych, którzy mają pieniądze i chcieliby działać na większą skalę.
Po drugie, można rozpocząć pracę w biurze pośrednictwa nieruchomości i zajmować się wsparciem pośrednika. Powiedzmy, wprowadzać informacje do serwisów ogłoszeniowych, umawiać klientów itd. Na tej zasadzie agentów zatrudnia wiele firm sieciowych.
Warto też pamiętać o tym, że sama licencja nie czyni z nikogo dobrego pośrednika. Osoba, która chce odnieść sukces w tym zawodzie powinna mieć do niego predyspozycje. Przede wszystkim - umieć i lubić pracować z ludźmi. W końcu sprzedaż mieszkania polega w dużej mierze na pracy z klientem - zarówno właścicielem lokalu jak i chętnym na jego zakup.
Przyda się też doskonała znajomość zagadnień prawnych i sytuacji rynkowej. Są sytuacje, w których praktyczna znajomość branży jest więcej warta niż wkuta na studiach teoria. Pożądane będą też doskonała pamięć i szybkie kojarzenie. A także umiejętności przekonywania i negocjacji, bez których dopięcie niejednej transakcji może być niemożliwe.
O nich nie mówią żadne regulacje i przepisy. Dlatego niezależnie od tego, czy deregulacja stanie się faktem czy nie, dobrego pośrednika poznamy po efektach, a nie dyplomach.