Rynek nieruchomości jest rozgrzany do czerwoności, o czym świadczą między innymi rosnące ceny. W ciągu kilku ostatnich lat zwiększały się w tempie dwucyfrowym. Obecne tempo wzrostu wynosi ok. 10 proc. rocznie. Choć, co trzeba zaznaczyć, w niektórych miastach wzrost sięga nawet jedną czwartą.
Analitycy międzynarodowej firmy PwC przebadali rynek i stwierdzili, że obecna sytuacja jest lepsza niż 15 lat temu. Realna cena metra kwadratowego nieruchomości jest niższa niż w roku 2007. Oczywiście za metr własnego „m” trzeba płacić nominalnie więcej, ale po uwzględnieniu wzrostu płac i siły nabywczej okazuje się, że dzisiaj jest łatwiej kupić mieszkanie.
Eksperci porównali wzrost cen nieruchomości i wzrost wynagrodzeń. Pomiędzy rokiem 2007 a 2020 ceny mieszkań w pięciu największych miastach Polski wzrosły średnio o 12 proc. z 7262 do 8119 zł. W tym samym czasie wynagrodzenia urosły znacznie bardziej, bo o 93 proc. W 2007 roku wynosiły średnio 3354 zł, a w roku 2020 było to już 6473 zł.
W latach 2004-2007 odnotowywano też znacznie szybszy wzrost cen. Sięgał on nawet 32 proc. rocznie.
Z danych PwC wynika też, że w porównaniu z wieloma europejskimi narodami Polacy mają mniej powodów do narzekania, jeśli chodzi o zakup mieszkania. Są one bowiem znacznie mniej dostępne np. w Czechach czy Szwecji.
Zdaniem ekspertów o tym, że ceny są wciąż w Polsce niskie, świadczy rosnące zainteresowanie nieruchomościami. - Polska znajduje się dziś w bardzo specyficznej sytuacji ekonomicznej. Kryzys pandemiczny nadal trwa, ale wzrost gospodarczy wyraźnie przyspiesza. Niezwykła sytuacja wymusiła niezwykłą politykę pieniężną, w bardzo niskie stopy procentowe, utrzymywane mimo rosnącej inflacji - mówi prof. Witold Orłowski, główny doradca ekonomiczny PwC Polska cytowany przez InnPoland.
Jego zdaniem dla części Polaków tani kredyt i niezłe perspektywy wzrostu zarobków to szansa na zakup własnego mieszkania. - Dla innych to szansa na przesunięcie oszczędności z przynoszących stratę lokat bankowych na drożejące mieszkania - dodaje.