Chińska bańka nieruchomości pęka? Państwo zmuszone do interwencji

Chińskie władze najwyraźniej nie chcą dopuścić do nagłego tąpnięcia na rynku nieruchomości. Rośnie bowiem liczba osób, które nie otrzymały nieruchomości, za które zapłaciły. Jak na razie państwo ratuje sytuację interweniując i wydając pieniądze. Jak długo jednak ta sytuacja może potrwać? 

Przez Chiny przetacza się nowa fala kryzysu na rynku nieruchomości. Jak informują media, już setki tysięcy osób odmówiły spłaty kredytów hipotecznych. Nie chodzi jednak wyłącznie o osoby, które zaciągnęły zobowiązania wobec banków i postanowiły nie dotrzymać słowa z uwagi np. na brak pracy. Kryzys wywołali deweloperzy, którzy mają problemy z zakończeniem projektów budowlanych.

 

Niedoszli właściciele są postawieni pod ścianą - muszą spłacać raty za coś, z czego nie mogą korzystać. Sytuacja jest na tyle napięta, że tysiące kredytobiorców grożą protestem. Pierwsze manifestacje już rozpoczęły się w niektórych miastach - donosi "The Guardian". Według dziennika skala problemu jest całkiem pokaźna, bo 40 proc. mieszkań sprzedanych w latach 2013-2020 wciąż nie zostało ukończonych.

 

Mają mieszkania tylko na papierze

Problem na razie ma charakter lokalny, ale władze centralne już zapowiedziały, że pomogą znaleźć rozwiązanie. W praktyce sprowadza się to do zapewnienia środków, które umożliwią właścicielom przynajmniej tymczasowe spłacanie należności wobec banków. Bez tej interwencji niedoszli lokatorzy musieliby liczyć się ze znaczną spadkową swojej zdolności kredytowej. A to wywołałoby kryzys. Obecna sytuacja to konsekwencja wydarzeń z zeszłego roku.

 

Wtedy to jeden z największych deweloperów w kraju został zmuszony do wyburzenia części niezrealizowanej przez siebie inwestycji. Evergrande popadł w długi, które sięgają nawet 300 miliardów dolarów. Zagrożenie upadłością jednej z firm okazało się jednak zaledwie wierzchołkiem góry lodowej. Szybko okazało się, że i inni chińscy deweloperzy zaczynają tracić grunt pod nogami, a liczba nowych transakcji na rynku mocno spada.

 

Pandemia czy głębszy kryzys na chińskim rynku nieruchomości?

Sytuację pogorszyła pandemia i konieczność lockdownu. Koniunktura może się pogorszyć jeszcze bardziej. Jeśli bowiem kredytobiorcy spełnią swoje groźby i przestaną spłacać zobowiązania, to deweloperzy znajdą się w jeszcze gorszej sytuacji finansowej. Banki będą z kolei zmuszone do ściągania długów. Bańka niespłaconych należności związanych z rynkiem nieruchomości jest całkiem pokaźna. Eksperci szacują ją na blisko 7 bilionów dolarów.

 

Tymczasem branża deweloperska to jeden z filarów chińskiej gospodarki, który odpowiada za nawet 30 proc. PKB. Do tej pory budownictwo i sprzedaż mieszkań był uznawany za jeden z motorów chińskiego wzrostu gospodarczego. Kryzys w tym segmencie może okazać się więc brzemienny w skutkach dla całego kraju, a w konsekwencji również dla świata. Jak ostrzega agencja Bloomberg, tąpnięcie na chińskim rynku nieruchomości byłoby zbyt duże, by nie odczuli go inni. Banki wciąż robią dobrą minę do złej gry i twierdzą, że w większości przypadków zaległości stanowią niewielki procent całego portfela pożyczek hipotecznych.

 

O tym, że z chińskim rynkiem nieruchomości dzieje się coś niedobrego. Media donoszą już od zeszłego roku. Tuż po ogłoszeniu informacji o poważnych problemach Evergrande giełda zareagowała wyprzedażą akcji innych deweloperów. I chociaż spółka wciąż nie została postawiona w stan upadłości, to eksperci obawiają się, że efekt kuli śniegowej może być nieunikniony. Wierzycielami chińskiej spółki są bowiem firmy z całego świata. Sama tylko niepewność co do dalszej aktywności inwestorów grozi załamaniem chińskiej gospodarki.