Coraz częściej zdarza się, że zabytkowe budynki znajdującego się w centrum Zakopanego całkowicie zmieniają swój wygląd - donosi "Gazeta Krakowska". Powszechną praktyką jest "obudowywanie" starego budynku zupełnie nowym.
Po takiej modernizacji nieruchomość często nie przypomina już samej siebie. Jest niemal całkowicie schowana za szkłem, a nawet zupełnie nowymi murami. Zdaniem dziennika dochodzi jednak do jeszcze bardziej niecodziennych sytuacji. "Niejednokrotnie w Zakopanem zdarzało się, że zabytki w dziwnych okolicznościach płonęły, niektóre nawet kilkukrotnie. Potem okazywało się, że ich stan po pożarze jest tak zły, że budynek trzeba rozebrać. Dla dewelopera oznacza to, że ma potem czystą działkę i hulaj dusza, można stawiać nowy budynek" - czytamy w publikacji "Gazety Krakowskiej".
Dlaczego jednak znacząca modernizacja zabytków, a nawet ich wyburzanie, jest w ogóle możliwe? - Zagwarantowano sobie to w pokrętnych zapisach planów miejscowych, wprowadzając terminologię nieznaną w cywilizowanym świecie, m.in. właśnie pojęcie „odbudowy konserwatorskiej”. To wyjątkowo paskudy termin, bo „odbudowa” to przywrócenie czegoś, co było i czego nie ma. Tymczasem w Zakopanem to jest - no więc najpierw zrujnować - ocenia w rozmowie z gazetą Monika Bogdanowska, była małopolska konserwator zabytków.
Podobnego zdania jest Marta Gratkowska z biura planowania przestrzennego urzędu miasta w Zakopanem. - Dziwne zapisy w planach dotyczące zabytków niestety nadal obowiązują. Zamierzamy je zmienić. Choć oznacza to zmianę kilku zdań w tekście, oznacza de facto przeprowadzenie całej procedury związane z tworzeniem planu od początku. A to są koszty i czas - ocenia.
Jeden z przykładów renowacji to willa przy ulicy Zaruskiego. Po zabytku z roku 1925 nie ma w zasadzie śladu, bo fasada budynku jest schowana za murami nowowczesnego budynku z betonu i szkła. Oficjalnie inwestycja jest jednak przebudową, a działania dewelopera są całkowicie zgodne z prawem.