Na początku nie do końca było wiadomo jak to ma działać. Nagle gospodarka centralnie sterowana stała się tworem pozbawionym kierowania, ale za to bez żadnej instrukcji, jak to się robi. Twórcom którzy nie wyjechali w poprzedniej dekadzie brakowało doświadczenia oraz zaplecza technologicznego.
Twórcy i biznesmeni, nie wiedzieli też, jak sobie radzić z marketingiem i co konkretnie ludziom zaproponować. Początek lat 90. wykorzystały natomiast zagraniczne koncerny i wkroczyły do Polski. Zachodnie meble i przedmioty były kolorowe, bardziej kojarzące się z luksusem, choć nadal gorszej jakości niż te sprzedawane na Zachodzie. Pomimo tego, inwestorzy zagraniczni "wyłapali" polskich specjalistów i zaczęło się dziać.
Jest 1990 rok. Polskie meblarstwo odżywa. Na razie jednak, głównie na eksport. Powstają firmy takie jak Vox czy Comfort. Nowe przedsiębiorstwa inwestują w zdolnych młodych projektantów, między innymi w Aleksandra Kuczmę i Tomasza Augustyniaka. Podobny kierunek obiera firma Amica, producent sprzętu AGD. Nagle się okazuje, że forma urządzeń AGD jest równie ważna jak niezawodność i energooszczędność. W 1995 roku do współpracy, Amica zaprasza projektanta Tomasza Rudkiewicza. Z kolei Bronisław Wolanin zaczyna pracę dla firmy produkującej naczynia z kamionki w Bolesławcu. Jego trud i praca wpływają na odświeżenie marki, wprowadza naczynia na światowe salony.
Skoro rys historyczny mamy za sobą, to zastanówmy się jak wyglądało życie przeciętnego Polaka. Praktycznie każdy akapit można by było zacząć od słowa: DUŻO. Przedsiębiorczy rodacy ruszyli na Zachód po towary wszelkiej maści, nie wiedząc do końca, co się klientom spodoba. Skutkiem czego np. wybór wszelkiego rodzaju tapet był po prostu ogromny. I wszystko schodziło. Nawet najbardziej pstrokate wzory i kolory. Po smutnym czasie lat 80., kolorowy miszmasz był jak odtrutka dla ludzkich umysłów.
Choć przemysł budowlany nadal miewał duże problemy z dostarczaniem materiałów, to jednak mocno się ożywił. Zaczęły też powstawać pierwsze wspólnotowe osiedla, budowane przez prywatnych deweloperów. A co było budowlanym hitem? Bez wątpienia skosy! O ile nie dziwiły one w domach jednorodzinnych, o tyle w blokach była to niewątpliwa nowość. Nie da się zliczyć mieszkań, które powstały w tamtym czasie w miejscu, gdzie miała być pierwotnie suszarnia bądź wózkownia, umiejscowiona tuż pod dachem ze skosami.
Im bardziej kolor był sztuczny i plastikowy, tym lepiej! Farby do ściana były sprzedawane w pełnej gamie barw. Zielone, niebieskie czy pomarańczowe ściany straszyły i biły po oczach w zestawieniu z pstrokatymi dywanami z motywem roślinnym. Dywany były oczywiście w odcieniach brązu i czerwieni.
Od lat 60. kafelki w łazience były synonimem luksusu. Nie inaczej było w latach 90. Z tą różnicą, że można było udać się za granicę po naprawdę eleganckie materiały. Wielu Polaków z tego korzystało i jechali prywatnie albo zamawiali w ofertach coraz liczniejszych sklepów. Szybko kafelki trafiały do co drugiej łazienki. A czyszczenie fug stało się udręką kolejnych pokoleń.
W końcu można było sobie pozwolić na nieco więcej mebli. Nie trzeba było stać w kolejkach. Wystarczyło mieć odpowiednią ilość gotówki i już. Meble z płyty wiórowej nie dość, że były tanie w produkcji, to również łatwe w obróbce. Dzięki czemu można było z nich "wycinać" różne wzory. Wymodelowane na obrabiarce płyty pakowało się w kartony, a w domu składało niczym meble z IKEI. Niestety. Większość konstrukcji z tamtych czasów bardzo źle zniosło proces starzenia. I obecnie straszą zniszczonym wykończeniem bądź po prostu do niczego nie pasują.
Wydaje się, że fototapety rządzą we wnętrzach od niedawna? Ależ skąd! Fototapety były domeną lat 90. Każdy żyjący w tamtych czasach albo sam miał fototapetę, albo znał kogoś, kto ją miał. Rezultaty nie były spektakularne. Wybierano najczęściej widoki z wysp tropikalnych albo delikatne wodospady, co miało dodawać przestrzeni w ciasnych mieszkaniach. To właśnie te "nienaturalne" pejzaże miały przybliżać Polakom takie krainy jak Tajlandia, Hawaje czy wyspy na Pacyfiku. Niestety, wykonanie samych fototapet wołało o pomstę do nieba. Bardzo słaba jakość materiału oraz rozdzielczość druku nie dawały uczucia komfortu.
Niezmiennie od poprzedniej dekady w przedpokojach rządziła boazeria. Ale tym razem, było oczywiście trochę inaczej. W latach 90. impregnowano sosnowe drewno w ciemniejszych odcieniach, dzięki czemu normą były ciemne przedpokoje. A gdyby dodać do tego, że te pomieszczenia znajdowały się najgłębiej w mieszkaniach, to rządziły w nich ciemności. Stąd też pomysł doświetlania ich kinkietami, zyskującymi na popularności w tej dekadzie.