Coś, co jeszcze rok temu mogło być jedynie hotelową fanaberią albo wynalazkiem teoretycznym, w dobie epidemii i stałej walki z bakteriami, może być urządzeniem bardzo potrzebnym. Jak się okazuje, studenci z Hongkongu wynaleźli samodezynfekującą się klamkę pół roku przed pojawieniem się koronawirusa.
Od samego początku epidemii, naukowcy zwracają uwagę, że klamki i uchwyty są jednymi z najgroźniejszych miejsc, sprzyjających roznoszeniu się bakterii. - Można się spodziewać, że sterowanie głosowe będzie wypierać guziki, przyciski, klamki - przewidywał na łamach bloga "Subiektywnie o finansach", dziennikarz Ireneusz Sudak. Być może prostszym i tańszym rozwiązaniem będzie wynalazek studentów z Hongkongu, który nie wymaga systemu rozpoznawania głosu i drogich czujników.
Znalazłem mieszkanie, znalazłem dom. Znalazłem serwis, na którym są.
O projekcie zrobiło się głośno rok temu, gdy jego twórcy wzięli udział w konkursie, licząc na nagrodę "The James Dyson Award". Jak pisali w swoim zgłoszeniu, bodźcem do stworzenia projektu, był wybuch epidemii SARS w 2002 roku. Jak widać, historia lubi się powtarzać.
Zasada działania urządzenia, które zaprojektowali Sum Ming Wong i Kin Pong Li jest w zasadzie prosta. Klamka składa się ze szklanej rurki, która jest umocowana do dwóch aluminiowych uchwytów. Wewnątrz szklanego uchwytu znajduje się dioda LED świecąca w ultrafiolecie, natomiast powierzchnia klamki jest pokryta powłoką "fotokatalityczną" wykonaną z dwutlenku tytanu.
Taka powłoka jest wyjątkowo odporna na osadzenie się wszelkich bakterii, a naświetlana dodatkowo światłem UV gwarantuje usuwania ponad 99,9 proc. bakterii ze swojej powierzchni. Natomiast sama żarówka w klamce jest zasilana specjalnym silniczkiem (podobnym do dynama), który jest napędzany w momencie otwierania i zamykania drzwi.
Źródło: jamesdysonaward.org