Idea Portalu Cen Mieszkań, zaprezentowana przez rząd Prawa i Sprawiedliwości, była - w założeniu - prosta. Serwis miał na celu udostępnienie obywatelom informacji o rzeczywistych (czyli tzw. transakcyjnych) cenach mieszkań w różnych lokalizacjach Polski. Cel? Lepsza kontrola nad tym, ile jest warte mieszkanie, które chcemy kupić lub sprzedać. Miało to pozwolić m.in. pomóc w zwalczaniu procederu flippingu.
To zjawisko czasami pojawia się w mediach w negatywnym kontekście - zdarza się bowiem, że flipperzy w nie do końca etyczny sposób przekonują właścicieli, by swoją nieruchomość sprzedali po niekorzystnej cenie. Sugerują, że kupują mieszkanie np. dla własnej rodziny i negocjują rabat. A potem sprzedają mieszkanie z dużym zyskiem.
Portal miał być prowadzony przez Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny i opierać się na danych z Krajowej Administracji Skarbowej oraz Ewidencji Deweloperskiego Funduszu Gwarancyjnego. Miał on nie tylko służyć przyszłym nabywcom i sprzedającym, lecz także dostarczać informacje cenne dla twórców polityki mieszkaniowej i umożliwiać śledzenie trendów na rynku bez opóźnień.
Projekt ostatecznie nie został zrealizowany. Czy jest szansa na jego wdrożenie? Sprawdził to portal Interia. Ministerstwo Rozwoju zapytane o dalsze losy projektu potwierdziło, że prace nad instrumentem do monitoringu rynku mieszkaniowego są kontynuowane, choć nie uściśliło, czy projekt Portalu Cen Mieszkań zostanie zrealizowany w pierwotnie zaplanowanej formie.
Tomasz Narkun, ekspert rynku nieruchomości i jeden z pomysłodawców idei, w rozmowie z serwisem podkreślał unikalność portalu na skalę europejską. Portal miał umożliwiać filtrowanie ofert pod względem wielu kryteriów, jak metraż i rok budowy, a także dostarczać dane o liczbie transakcji i demografii nabywców w różnych rejonach Polski.
Ostateczne decyzje dotyczące przyszłości projektu pozostają jednak niepewne. Tymczasem każdy projekt, którego celem jest zasypanie dziury mieszkaniowej, należy uznać za pozytywny.