Szumne zapowiedzi rządu dla branży hotelarskiej okazały się płonnymi nadziejami. Z informacji opublikowanych przez Izbę Gospodarczą Hotelarstwa Polskiego wynika, że złagodzenie obostrzeń, wprowadzone po majówkowym weekendzie, niewiele pomogło.
Znalazłem mieszkanie, znalazłem dom. Znalazłem serwis, na którym są.
Z analiz IGHP wynika, że po 4 maja do pracy wróciło zaledwie 10 proc. hotelarzy. - Ze względów ekonomicznych znaczna większość właścicieli jeszcze nie otworzyła swoich obiektów. Po prostu na dzień dzisiejszy to się jeszcze nie opłaca - wyjaśnił w rozmowie PAP, cytowanej przez "Dziennik Gazetę Prawną" sekretarz generalny Izby Marcin Mączyński.
Dodał, że jedynie przywrócenie możliwości obsługi w hotelowych restauracjach pozwoli branży na działanie w większym zakresie.
- Dopuszczenie wszystkich grup turystów do korzystania z hoteli od 4 maja br. jest krokiem w dobrym kierunku. Istotną barierą powrotu turystyki do normalności jest utrzymanie zakazu korzystania z restauracji hotelowych. Podobnie utrzymanie zakazu działalności konferencyjnej i rekreacyjnej będzie zniechęcało turystów - wyjaśnia IGHP w swoim komunikacie.
Hotelom nie opłaca się wznawiać działalności, bo jedzenie serwowane może być tylko do pokoi. A to utrudnia uzyskiwanie dochodów. Poza tym ograniczeń w funkcjonowaniu hoteli i pensjonatów jest więcej. Na przykład w miejscu noclegowym mogą przebywać jedynie osoby zakwaterowane. Uniemożliwia to na przykład odbycie biznesowego spotkania, wypicie kawy w przerwie, zjedzenie lunchu.
Niedozwolone jest też korzystanie z wielu hotelowych udogodnień takich jak sale konferencyjne czy baseny.
Mało tego - hotelarze są zobowiązani, by osób, które wykazują zewnętrzne objawy choroby na teren nieruchomości nie wpuszczać. Muszą być też gotowi na konieczność odizolowania osób, które mogą być zainfekowane.