Na wprowadzonych w 2020 roku przepisach antycovidowych korzystają nie tylko osoby, które z powodu pandemii znalazły się w trudnej finansowej sytuacji. Nieuczciwi lokatorzy mogą w zasadzie czuć się bezkarni. Za notoryczne niepłacenie czynszu nie grozi im bowiem najsurowsza z konsekwencji - eksmisje wciąż są wstrzymane.
Money.pl opisuje historię pani Ani z Warszawy. Od półtora roku jest przymusową sponsorką pewnej trzyosobowej rodziny. "Ludzie ci nie są nigdzie na stałe zatrudnieni. Ojciec rodziny pracuje dorywczo. W domu jest 12-letnie dziecko" - ustalił cytowany przez portal Krzysztof Pietrzyk, warszawski komornik i rzecznik prasowy Krajowej Rady Komorniczej.
- Zakaz eksmisji, jaki został wprowadzony na początku pandemii, obowiązuje nadal. Ustawodawca w czasie jego obowiązywania dokonał jedynie jednej zmiany, dopuszczając możliwość wykonania eksmisji, jeśli dotyczy ona dłużnika, który znęca się nad rodziną - stwierdził ekspert.
Możliwości na pozbycie się z lokalu najemców, którzy za niego nie płacą, nie będzie aż do 2022 roku. W październiku rozpoczyna się bowiem okres ochronny - do marca przyszłego roku, z uwagi na zimową aurę, eksmitować nikogo nie wolno.
Właściciele mieszkań nie mają jednak pewności, czy w marcu 2022 eksmisje będą już możliwe. Nie wiadomo bowiem, jak groźna będzie czwarta fala COVID-19. Rzecznik Praw Obywatelskich stwierdził, że tak sytuacja wymaga interwencji.
"Nie wiadomo, jak długo może jeszcze trwać stan epidemii i związany z nim zakaz eksmisji, należy rozważyć na przykład ewentualne rekompensaty dla właścicieli lokali, gdy nie mogą oni usunąć z lokalu osób niewnoszących opłat" - napisał w swoim stanowisku opublikowanym w lipcu.
Według Krajowego Rejestru Długów suma nieuregulowanych zaległości czynszowych wzrosła w ubiegłym roku o blisko 10 proc. Wyniosła 464 mln zł.
Eksperci KRD nie widzą jednak bezpośredniego wzrostu zadłużenia z pandemią. - Na przykładzie województw mazowieckiego i łódzkiego, gdzie suma zaległości wzrosła jeszcze na początku 2020 roku, widać, że nie miało to większego związku z pandemią. Jej wpływ na zadłużenie byłby bowiem widoczny kilka miesięcy po wybuchu, czyli dopiero w drugiej połowie roku - wyjaśnia Adam Łącki, prezes Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej.
Jego zdaniem powodów takiego stanu rzeczy należy się doszukiwać w tym, że warunki finansowe lokatorów raczej się nie pogorszyły. - Bezrobocie bardzo długo utrzymywało się na niezmienionym poziomie, a w pierwszych miesiącach pandemii i spółdzielnie mieszkaniowe, i gminy podchodziły do ściągania długów jeszcze bardziej liberalnie niż zazwyczaj. W związku z tym nie powinniśmy się spodziewać w najbliższym czasie wzrostu tego zadłużenia - wyjaśnił.
Zdjęcie główne: Libershot/Martin Vorel (CC 3.0)