Coraz więcej Polaków martwi się o to, czy nadchodząca zima nie będzie czasami bardzo kosztowna. Bez względu na to, w jaki sposób ogrzewamy swoje nieruchomości, musimy liczyć się z większymi kosztami. Rosną bowiem ceny nie tylko węgla, ale i gazu oraz innych paliw. Z wyższymi kosztami liczą się zarówno właściciele domów jednorodzinnych, jak i spółdzielnie mieszkaniowe oraz wielkie elektrociepłownie, które ogrzewają całe osiedla.
Sytuacji nie ułatwia fakt braku węgla na rynku. Jego cena przekracza już w niektórych miejscach 3300 zł za tonę. W zeszłym roku było to mniej niż 1000 zł za tonę, a dwa lata temu około 800 zł za tonę. Co prawda eksperci twierdzą, że wiele zależy od tego, jak bardzo surowa będzie zima, nie ulega jednak wątpliwości, że ciepło i ciepła woda będą znacznie bardziej kosztowne dla przeciętnego Polaka. Jak sytuacja na rynku surowców może przełożyć się na sytuację w naszych domach? Eksperci dokładnie to policzyli i nie mają dobrych informacji.
Instytut Obywatelski poprosił fachowców o to, ażeby obliczyli, jak bardzo mogą wzrosnąć rachunki za ogrzewanie. - Jesienią i zimą tego roku może nas czekać dużo atrakcji związanych z cenami zarówno ogrzewania, jak i energii elektrycznej - prognozuje Grzegorz Onichimowski, ekspert Instytutu Obywatelskiego, były prezes Towarowej Giełdy Energii cytowany przez Newserię.
Ci, którzy sami idą dzielnie, nie muszą ogrzewać swoich domów, wrzucając węgiel do pieca, również mają powody do zmartwień. W Polsce z ciepła systemowego korzysta ok. 15 mln gospodarstw. W nadchodzących miesiącach ich opłaty za ogrzewanie mogą wzrosnąć o kilkadziesiąt do nawet kilkuset procent. Drożejący gaz i węgiel powodują bowiem, że koszty ogrzewania rosną, a przedsiębiorstwa ciepłownicze znalazły się na progu rentowności i masowo kierują do Urzędu Regulacji Energetyki wnioski o zmianę taryf. W ostatnim miesiącu prezes URE zatwierdził ich już kilkadziesiąt.
- Prezes URE tu też nie ma za bardzo możliwości ruchu, bo gdyby nie zatwierdził tych wyższych taryf, to przedsiębiorstwa by po prostu zbankrutowały - mówi ekspert. Drogie ogrzewanie i droga ciepła woda to nie będzie problem wyłącznie wsi i małych miasteczek. Jak wskazuje, mieszkańców dużych miast - jak np. Warszawa, Kraków czy Poznań - czekają podwyżki cen ciepła rzędu około 20 proc. W dużo gorszej sytuacji będą mieszkańcy mniejszych miejscowości.
Prawdą jest jednak to, że ci z mniejszych miejscowości za ciepło - według prognoz - będą musieli zapłacić jeszcze więcej. - Mieszkańcy małych miejscowości mogą się liczyć z podwyżkami znacznie wyższymi, rzędu nawet 150-200 proc. - mówi Grzegorz Onichimowski. - Ich zasilają głównie osiedlowe kotłownie czy miejskie ciepłownie, a nie elektrociepłownie. Tymczasem te zakłady, które produkują jednocześnie ciepło i energię elektryczną, większość wzrostu kosztów będą przenosić raczej w cenie energii elektrycznej.
Eksperci przestrzegają, że Polacy powinni szykować się na naprawdę ciężkie czasy. Izba Gospodarcza Sprzedawców Polskiego Węgla już pod koniec czerwca br. alarmowała, że najbliższa zima może się okazać najcięższą od wielu lat, a - po nałożeniu embarga na import węgla z Rosji - na polskim rynku brakuje ok. 8-9 mln t tego surowca. Brak węgla i brak potencjału do szybkiego zwiększenia jego produkcji krajowej może zaś spowodować w nadchodzącym czasie przerwy w dostawach energii elektrycznej - wskazuje IGSPW.
Problem dostępu do źródeł energii nie jest oczywiście problemem wyłącznie polskim, co jeszcze bardziej pogarsza sytuacja najmniej zamożnych mieszkańców kraju. Z problemami boryka się bowiem nie tylko Polska, ale i inne kraje UE, w tym np. Węgry, które w połowie tego miesiąca wprowadziły w całym kraju stan zagrożenia energetycznego i zakazały eksportu surowców energetycznych. Były prezes TGE i ekspert Instytutu Obywatelskiego podkreśla, że i Polsce potrzebny jest kompleksowy plan radzenia sobie z obecnym kryzysem - czytamy w komunikacie opublikowanym przez Newserię.
Zdaniem ekspertów działania władz mogłyby być bardziej zdecydowane i wcześniejsze. - Przed sezonem zimowym na razie nie słyszymy o żadnym spójnym zestawie środków nadzwyczajnych, które rząd planuje wprowadzić w związku z potencjalnym deficytem paliw. A do takich nie zaliczam dobrych rad pod tytułem zbierajmy chrust albo ocieplajmy domy, bo wiadomo, że tych domów przed nadchodzącą zimą za wiele ocieplić się już nie da. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że materiały izolacyjne do tego ocieplenia zdrożały już o ok. 60 proc. - mówi Grzegorz Onichimowski. - Ważne, żebyśmy przygotowywali taki plan awaryjny, jakie mają już nasi sąsiedzi. W nich mówi się już nawet o tak desperackich krokach jak np. ogrzewanie jakichś hal, gdzie mogliby się gromadzić ludzie, kiedy w domach będzie zimno. Ja nie przypuszczam, że będziemy mieli do czynienia z tak skrajnymi sytuacjami, ale uspokajanie ludzi za bardzo nie jest dobre, podobnie jak tworzenie nastroju paniki. Trzeba mówić o tym, jak trudna jest sytuacja.
Wielu Polaków nie ma jak przygotować się na nadejście zimy. Węgla nie sposób bowiem kupić w składach, a jeśli już, to jest on horrendalnie drogi. Ci, którzy ogrzewają się gazem, nie mają żadnego wpływu na cenę surowca. Osoby, które ciepło systemowe dostarczają elektrociepłownie również jedyne, co mogą to czekać na rachunek i informacje, o tym, jak bardzo wzrośnie stawka. Co gorsza, rosnące ceny nośników energii oraz koszty ogrzewania na przykład obiektów użyteczności publicznej to również wyższa inflacja.
W przypadku szkół i szpitali i innych obiektów użyteczności publicznej wyższe rachunki za ogrzewanie i ciepłą wodę oznaczają wyższe wydatki samorządów. A to może oznaczać pogorszenie się w dostępie do usług publicznych, mniej remontów, napraw itp.
Fot. George Hodan / https://www.publicdomainpictures.net/en/view-image.php?image=200964&picture=firewood