"Dom-twierdza" znajduje się w Quakers Hill, kilkadziesiąt minut jazdy od centrum Sydney. To pierwszy powód, dla którego deweloperzy tak bardzo starają się skłonić właścicieli do sprzedaży działki. Drugi to możliwość podzielenia posiadłości na znacznie mniejsze działki. Na ziemi Zammitów da się "wcisnąć" nawet 50 małych domów.
Każdy z nich można by sprzedać za co najmniej milion dolarów. Sam tylko podjazd do nieruchomości wciąż otoczonej polami ma aż 650 metrów. Inwestorzy mieliby więc "na czysto" 10 mln dolarów plus to, co zarabiają, sprzedając domy.
Diane Zammit w rozmowie z mediami przyznaje, że nie chce się wyprowadzić. - Kiedyś te tereny były polami uprawnymi, na których wyrastały małe domki z czerwonej cegły. Każdy z tych domów miał swój unikalny charakter, a przestrzeni było pod dostatkiem - ale to już przeszłość. Teraz już nie jest tak samo - stwierdziła.
Z decyzji australijskiego małżeństwa cieszą się... sąsiedzi. - Jestem bardzo zadowolony, że odmówili sprzedaży. Dzięki nim mamy ślepy zaułek, który jest znacznie bezpieczniejszy dla naszych dzieci - a ich duży trawnik sprawia, że czujemy się, jakbyśmy mieli dużo miejsca. Inni nasi sąsiedzi nie mają takiego luksusu, ponieważ ich domy są blisko siebie. Jesteśmy więc bardzo wdzięczni Zammitom i mamy nadzieję, że pozostaną tutaj na dłużej - stwierdził mieszkaniec pobliskiej posesji.
Na poniższym nagraniu zamieszczonym w serwisie X widać, że posiadłość australijskiej rodziny to faktycznie łakomy kąsek dla deweloperów. Domy, które wyrastają w sąsiedztwie, praktycznie nie mają wokół wolnej przestrzeni. Zammitowie mają więc powody, by odrzucać ofertę kupna ich domu.