W branży nieruchomości w Polsce kończy się pewna epoka. Od dzisiaj (26 maja) wkład własny nie jest wymagany, dla części kredytobiorców chcących zaciągnąć zobowiązanie na kredyt hipoteczny. Ale może to niewiele zmienić. Program zdaniem wielu ekspertów wystartował... za późno.
Od 2017 roku, każdy ubiegający się o kredyt hipoteczny musi posiadać 20-procentowy wkład własny. Jego wprowadzenie miało ustrzec banki przed udzielaniem kredytów osobom, które nie będą w stanie ich spłacić. W myśl tego pomysłu, osoby młode miały najpierw udowodnić, że potrafią zaoszczędzić na wkład własny. Problem polega na tym, że ceny nieruchomości w międzyczasie zaczęły szybko rosnąć. Kończy się to tym, że młodzi ludzie w optymistycznym założeniu są w stanie uzbierać na wkład własny, gdy już młodzi nie są.
Rozwiązaniem tego problemu jest, zdaniem rządzących, możliwość zaciągnięcia kredytu bez wkładu własnego. Rozwiązanie wydaje się być podobnym do programu Mieszkanie dla Młodych, ale ma duże różnice. W MDM część kredytu pokrywało państwo, natomiast teraz brakujący wkład własny jest "gwarantowany" przez BGK. Oznacza to, że kredytobiorca w zasadzie nie otrzymuje wsparcia kredytowego, a ponadto musi wziąć kredyt na wyższą kwotę, ponieważ samodzielnie pokrywa 100 proc. kapitału.
- Od dawna jestem zwolennikiem wprowadzenia gwarancji kredytowych. Proponowałem publicznie to rozwiązanie na długo przed epidemią. Uważam, że gwarancje są znacznie bardziej efektywne niż bezpośrednie dopłaty do kredytów, nie wpływają one znacząco na wzrost cen (nie dostajemy darmowych pieniędzy budżetowych do ręki, a jedynie możliwość zadłużenia się na zakup mieszkania), a do tego potrafią skrócić drogę do własnego „M” o kilka jeśli nie kilkanaście lat –tak mówił o programie Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments w grudniu zeszłego roku, gdy prezydent podpisał ustawę.
Niestety, na pakiet zmian wielu się nie załapie. Przede wszystkim, jak informowaliśmy wcześniej, zdolność kredytowa Polaków przez ostatnie pół roku zmniejszyła się o połowę. Wszystko ze względu na rosnącą inflację (w kwietniu br. ponad 12 proc.) oraz podnoszenie stóp procentowych (obecnie 5,25 proc.). Oznacza to, że jeżeli ktoś miał zdolność kredytową na ok. 300 tys. roku temu, to teraz jego zdolność kredytowa wynosi ok. 150 tys. zł. O ile, jego sytuacja materialna się nie pogorszyła.
Ale to nie koniec. Jeszcze przed rozpoczęciem programu ministerstwo Rozwoju i Technologii zapowiedziało poprawki do programu, ponieważ okazało się, że ze względu na restrykcyjne limity cen, niewiele mieszkań załapywało się do programu. Niestety, program startuje w swojej pierwotnej wersji gdy ustalone limity cen odbiegają od realiów cen mieszkań nawet o kilkadziesiąt procent.
Zapowiadane zmiany miałyby wejść w życie jak najszybciej tj. po okresie niezbędnym jedynie do zmian systemów bankowych (najdalej w styczniu 2023 r.). Projekt przepisów jest już na ostatnim etapie przygotowań w MRiT.
- Program „Mieszkanie bez wkładu własnego”, przygotowaliśmy z myślą o wspieraniu dążenia Polaków do realizacji marzeń o własnych czterech kątach. Jego celem jest zwiększenie dostępności mieszkań dla obywateli. Pomogą im w tym rozwiązania programu, które ułatwią zakup mieszkania lub budowę domu, a także wesprą w spłacie tego kredytu w przypadku powiększenia rodziny o drugie lub kolejne dziecko. Z programu skorzystają osoby, które mają zdolność kredytową, ale nie mają środków na wkład własny - mówił minister rozwoju i technologii Waldemar Buda.